piątek, 9 września 2016

Problem (+18) || Kuroo x Bokuto

Także ten, pierwszy oneshot +18 leci ( ͡° ͜ʖ ͡°) Miłego czytania~
- Bro, coś ze mną jest nie tak.
- Nie martw się, ze mną też. - zaśmiał się Bokuto i sprzedał chłopakowi kuksańca w ramię, gdy razem z Kuroo wrócili późnym wieczorem do domu. Mieli już po 21 lat i dawno skończyli liceum, więc nic dziwnego, że jako dwójka najlepszych przyjaciół zamieszkali razem.
- Ale teraz to serio jest nie tak, dziwnie się czuję. Gorzej niż po ostatnim maratonie z krótkimi spódniczkami, co to nam urządziłeś... - westchnął czarnowłosy, odpychając lekko przyjaciela - 12 godzin filmów...
- Jakże pięknych filmów, bro. - stwierdził drugi chłopak - Ja tam nie narzekam, ale nie rozumiem, jak można w tak krótkich spódniczkach chodzić nad nawiewami powietrza...
- Tak samo, jak można łazić w legginsach pośród stada napalonych prawiczków. - zaśmiał się złośliwie brunet, opadając ciężko na kanapę z cichym stęknięciem.
- Kuroo! Nie przypominaj mi licealnych czasów, to było dawno i nieprawda! A pamiętasz może, jak na obozie treningowym wpadliśmy do wody i utopilibyśmy się, bo ktoś nie umiał pływać? Uczepiłeś się mnie i nie chciałeś puścić! Kłodo! Chociaż nie, ona wypłynęłaby jeszcze na powierzchnię!
- Ale przeżyliśmy? No właśnie. Mamy jakieś leki? Serio dziwnie się czuję... - mruknął Kuroo.
- Nie trzeba było żreć meksykańskiego na obiad. - fuknął Bokuto, siadając obok chłopaka.
- To nie to, głąbie. Przez ciebie mój żołądek zdążył się już uodpornić, to bardziej zawroty, ale jednak nie do końca.
- Słaba główka? Dobra, wiem, że nie. Na to też się przy mnie uodporniłeś, bla bla bla. Po naszej ostatniej próbie gotowania, leków brak. Może coś było nie tak z jedzeniem albo piciem na tej imprezie? Na niej samej wszystko wydawało się być dob- KUŹWA, BRO, STOI CI!
- Duży, co nie? - zaśmiał się gardłowo brunet, a po krótkim szoku dołączył do niego też Bokuto. Nagle jasnowłosy spoważniał.
- Mój większy.
- Chyba w snach.
- Porównamy?
- Nie robiliśmy tego już ostatnio? - uniósł brew Kuroo. Drugi chłopak spochmurniał i oparł brodę na ręce, łokieć zaś na kolanie, robiąc zawiedzioną minę.
- Może to tamta blondyna dorzuciła ci coś do drinka? - zauważył Koutarou - Mogłeś nawet nie zauważyć. Tak się do ciebie przystawiała, zresztą nie tylko ona.
- Zazdrościsz mi urody, bro?
- W szczególności tego siana na głowie. - westchnął Bokuto, rozkładając się na całej kanapie i nie zwracając przy tym uwagi na Kuroo siedzącego obok - I tak wszyscy wiemy, że jestem najlepszy! HEY HEY HEY!
- Bokuto to gej! Ma włosy na klej! - zawtórował śpiewnie czarnowłosy, machając lekko rękoma.
- Weź mnie nie obrażaj. - prychnął Koutarou, słabo kopiąc chłopaka - Ale rymujesz nieźle. Stwórzmy kiedyś dzikie rapsy o nas, bro. - rozciągnął się na kanapie jeszcze bardziej.
- Definitywnie musimy. - przytaknął Kuroo - A teraz może zapomniałeś, ale stoi mi od jakichś 5 minut, więc idę do łazienki. Nie waż się robić mi zdjęć z ukrycia. - twardo spojrzał na przyjaciela i wstał zkanapy, poprawiając koszulkę.
- Rozeszłyby się szybciej, niż ty byś skończył... - westchnął Bokuto - Byłoby na kurs pływania i fryzjera dla ciebie... - zaśmiał się.
- Bro, ty mnie teraz chwalisz czy mi ubliżasz? Ja przynajmniej nie wyglądam jak Einstein z odrostami. - czarnowłosy puścił do przyjaciela perskie oko i udał się do toalety w wiadomym celu.
Bokuto podniósł się na łokciach i z niemałą trudnością sięgnął po pilot leżący na drewnianym stoliku, krzywiąc przy tym twarz. Podniósł go i uruchomił telewizor, po czym włączył nagrany wcześniej program przyrodniczy o sowach. ~Trzeba zastanowić się nad kolejnym maratonem...~ - pomyślał, układając usta w ciup. Już od ponad roku co dwa tygodnie organizowali sobie z Kuroo tematyczne, całonocne maratony filmowe, od czasu do czasu zapraszając też innych znajomych. Raz oglądali ckliwe melodramaty, innym razem filmy o księżniczkach, na gangsterach i krótkich spódniczkach kończąc. Podczas seansu głośno komentowali i często wymyślali bohaterom inne kwestie, ponieważ oryginalne były według nich zbyt nudne. Wyobraźcie sobie teraz, jak mógłby wyglądać wyreżyserowany przez nich film - tak dla lepszej wizualizacji, co wychodziło z tych chwilowych przypływów weny. Przez ich przyzwyczajenia, praktycznie nikt nie umiał wytrzymać z nimi choćby jednego seansu, a najwytrwalsi odpuszczali po maksimum połowie ze wszystkich przygotowanych filmów, zasypiając gdzieś w kącie. W związku z tym, mało osób chciało uczestniczyć w ich maratonach, ponieważ najczęściej kończyli oni z rozrysowanymi partiami statków lub kółka i krzyżyka na całym ciele. Bokuto zaśmiał się na samą myśl o Levie, który raz po czymś takim obudził się z krzykiem i już, teraz, zaraz, musiał lecieć na uczelnię. Koutarou i Kuroo wręcz nie mieli serca mówić mu o permanentnym wąsiku i monobrwi.
- Kuroo! Jak ci idzie?! - krzyknął Bokuto, gdy dwudziestominutowy program już się kończył. W myślach wyobraził sobie facepalm bruneta i wstał z kanapy. Pokierował się w stronę łazienki przez wąski korytarz, kiwając się przy tym na boki jak pingwin. Tetsurou usłyszał coraz wyraźniejsze kroki.
- Muszę odpowiadać na to pytanie? - mruknął wystarczająco głośno, by drugi chłopak go usłyszał.
- HELOŁ FROM DI ADER SAAAAJD~ - zaśpiewał Koutarou, próbując zajrzeć przez dziurkę od klucza - Gadaj, obaj przecież jesteśmy facetami! Długo już nie wychodzisz, wszystko okej, bro? Nie gadaj, że ciągle dojść nie możesz! - nie dowierzał Bokuto, unosząc wysoko obie brwi.
- Właśnie w tym problem, że po pieprzonych dwóch razach w dalszym ciągu nie chce opaść! - warknął zdenerwowany brunet - Chyba muszę znaleźć dziewczynę na stałe... - mruknął przygnębiony.
- A będziesz mógł z nią otwarcie napieprzać się z ludzi, mazać ich flamastrami i przeżywać to wszystko, co my razem bez narzekań? - zapytał.
- Masz rację. Zostaję z tobą, bro. - westchnął Kuroo po krótkiej analizie wartości - Ale teraz mam inny problem na głowie...
- Weź pomyśl o jakiejś starej babce. - zaproponował Bokuto gestykulując, mimo że Tetsurou nijak nie mógł go zobaczyć - O! Na przykład o tej wrednej pomarszczonej jędzy ze spożywczaka naprzeciwko! - dodał, zadowolony ze swojego pomysłu. Minęła jakaś minuta ciszy.
- Nic a nic! Dalej żołnierz pierwsza klasa... - odparł brunet z nutą zrezygnowania w głosie.
- To zacznij recytować tabliczkę mnożenia, może jakoś zajmiesz tym myśli i przejdzie. - Koutarou podał kolejną propozycję.
- To dlatego jesteś z niej taki dobry? - zaśmiał się Kuroo - Systematyczna nauka, jak sądzę.
- Nie wdawajmy się w szczegóły. - odpowiedział mu niewyraźnie głos zza drzwi.
- Daj mi chwilę... - westchnął brunet, skupiając się na liczbach jak najbardziej potrafił. Przecież każdy sposób mógł okazać się dobry. Po kilku cichych minutach Bokuto znowu usłyszał głos czarnowłosego. - Kompletnie nie pomaga... - jęknął pełnym żalu głosem - Cholera, zaczynam brzmieć jak ty w swoim emo mode, chyba jednak za dużo z tobą przebywam...
- Bardzo śmieszne. Ja przeżywam z bardzo ważnych powo-
- Upuściłeś loda do piachu, bro. - przerwał mu Kuroo - Zacząłeś rozpaczać przy wszystkich i cię z plaży wynosiłem. - czarnowłosy mógł sobie teraz wyobrazić, jak Bokuto po drugiej stronie drzwi nadyma policzki i zaciska powieki, marszcząc jasnoszare brwi.
- Skoro zajmowanie myśli i próby ulżenia sobie ci nie pomagają, to może robiłeś to źle? - zapytał Koutarou po chwili przerwy.
- Robiłem to tak, jak zwykle. - westchnął głęboko Kuroo.
- Więc może zawsze robisz to źle? - powiedział drugi chłopak, mocno akcentując trzecie słowo - Wchodzę do ciebie.
- Chwila, co ty chcesz- - krzyknął skołowany Tetsurou, zakładając szybko z powrotem bokserki i spodnie - Nie wchodź! Nic nie rób!
- No weź, przecież i tak się już raz przelizaliśmy!
- Byliśmy kompletnie na bani i przegraliśmy zakład! - Kuroo momentalnie zadrżał, gdy drzwi łazienki się otwarły i stanął w nich pewny swojego pomysłu Bokuto.
- Daj spokój, obaj jesteśmy facetami, wiem jak to się robi. - zapewniał chłopak, próbując uspokoić drugiego.
- Właśnie w tym rzecz! - krzyknął Tetsurou, w duchu modląc się, żeby Koutarou wcale nie miał właśnie tego na myśli. Na wszelki wypadek jednak przesunął się w stronę wanny, gdy chłopak zaczął się do niego powoli zbliżać. Nie minęło pięć sekund, a kilka centymetrów przed brunetem stanął Bokuto z zaciętą miną i ściśniętymi pięściami. Wpatrywali się w siebie parę sekund, jakby próbując porozumieć się telepatycznie. Oczy jednego mówiły „Uspokój się, wszystkim się zajmę", zaś drugiego - coś w stylu „BŁAGAMCIĘNIE". W końcu jednak Kuroo westchnął zrezygnowany i usiadł na podłodze, zginając lekko nogi w kolanach. - Co ja robię ze swoim życiem?... - mruknął bardziej do siebie niż do Bokuto i przejechał dłonią po całej twarzy, po czym nerwowo zmierzwił włosy. Wciąż nie wierzył w to, co miało się za chwilę stać, a na co wyraził niemą zgodę. Koutarou kucnął przy nim i lekko rozchylił Kuroo kolana.Czarnowłosy spojrzał na niego spomiędzy palców.
- Coś taki skupiony? - zapytał lekko drżącym głosem.
- Z całej siły powstrzymuję się przed wybuchnięciem śmiechem. Reagujesz jak jakaś dziewica, a ja chcę ci tylko pomóc! - dopiero teraz Tetsurou zauważył, że Bokuto delikatnie drga i ledwo utrzymuje poważny wyraz twarzy. W końcu czarnowłosy zaczął się głośno śmiać, a następnie dołączył do niego drugi chłopak. Kuroo zdał sobie sprawę, że Koutarou faktycznie miał rację co do jego zachowania i był zażenowany bardziej nim niż tym, co miało nadejść za chwilę. Odetchnął głęboko. W końcu Bokuto tylko chce mu pomóc, wszystko pójdzie gładko.
- Dobra. Dawaj. - czarnowłosy skinął głową, przełykając ślinę.
- I to właśnie jest mój bro. - uśmiechnął się pewnie Bokuto lekko marszcząc brwi i sięgnął do paska bruneta, na co ten z zaciśniętymi ustami odwrócił głowę w bok. - He he, wstydzioszek. - Koutarou uśmiechnął się drapieżnie, gdy udało mu się wydobyć spod materiału męskość chłopaka. - Cały już mokry jesteś. -stwierdził z rozbrajającą szczerością i uniósł głowę, próbując spojrzeć brunetowi w oczy, jednak on unikał spojrzenia.
- Też byś był, gdybyś wcześniej doszedł ze dwa razy. - syknął Kuroo, marszcząc brwi.
- W sumie racja. - wzruszył ramionami Bokuto i kilka razy delikatnie przesunął dłonią po przyrodzeniu bruneta, wcześniej klękając między jego nogami, by móc lepiej widzieć reakcje chłopaka.Czarnowłosy na ruchy Koutarou mimowolnie się wzdrygnął. Było kompletnie inaczej, niż gdy on to robił. Zaczął przeklinać pod nosem tę imprezę, cały dzień i pomysły Bokuto.
- Jak do tego doszło... - wymamrotał przez zaciśnięte zęby, nadal nie obdarzając drugiego chłopaka spojrzeniem - Poza tym, możesz się na mnie nie gapić?
- Wykluczone. Muszę widzieć, co ci się podoba, bo sam mi tego nie powiesz, bro. Skoro ci tak trudno, to wyobraź sobie, że robi ci to dziewczyna. - zaproponował Koutarou, lekko przyspieszając tempo.
- Żadna dziewczyna nie ma takich wielkich łap, nawet nie umiem sobie tego wyobrazić! - Kuroo spojrzał na niego kpiąco, jednak na widok skupionej twarzy Bokuto i jego ręce przesuwającej się powoli po penisie, znów odwrócił wzrok, nieznacznie się rumieniąc. Stwierdził, że co się stało to się nie odstanie i powoli rozluźnił wszystkie spięte wcześniej mięśnie, a następnie spróbował oprzeć się trochę wygodniej o ścianę przy wannie. Po raz kolejny tego dnia odetchnął głęboko, po czym przymknął powieki i postarał się zrelaksować, nie myśląc już o niczym prócz płynącej przyjemności. Koutarou cały czas obserwował dokładnie twarz bruneta swoimi złotymi tęczówkami. Gdy ruchy ręki stały się intensywniejsze,czarnowłosy cicho westchnął, opuścił nieznacznie głowę i przygryzł wargę. Widząc tę reakcję, Bokuto mocniej ścisnął męskość Tetsurou, wykonał kilka szybkich ruchów i nagle diametralnie zwolnił, na co brunet wciągnął głośno powietrze, unosząc mocno klatkę piersiową, zmarszczył brwi i odwrócił głowę w drugą stronę, delikatnie drżąc. Koutarou wiedział, że nagłą zmianą tempa sprawi mu najwięcej przyjemności i być może chłopak pozbędzie się swojego problemu. Nie przypuszczał, że gdy powtórzy tę czynność kilkakrotnie, lecz intensywniej, Kuroo zareaguje odchyleniem głowy do tyłu i źle stłumionym jękiem. W tym samym czasie obaj na siebie spojrzeli i równie szybko spłonęli rumieńcem, natychmiast odwracając wzrok. By zapobiec następnemu takiemu zdarzeniu, Tetsurou przyłożył dłoń do ust, a następnie ją przygryzł. Starał się też wyrównać oddech. Gdy Bokuto zaczął dodatkowo kreślić kółka kciukiem na główce penisa, Kuroo otworzył szeroko oczy i złapał rękę chłopaka.
- Koniec. Wystarczy. Skończę sam, idź już. - wydyszał, lekko czerwony na twarzy.
Nie ma mowy, zawsze doprowadzam do skutku to, co zacząłem. - powiedział twardo Koutarou - Zresztą sam widzę, że sprawia ci to niemałą przyjemność. Pojąłeś już, że jestem najlepszy? - uśmiechnął się zwycięsko, a Tetsurou w miarę uspokoił już oddech.
- Właśnie w tym tkwi cała sprawa! Ty znasz się na rzeczy! Jeśli nie przestaniesz, dojdę od twojej ręki szybciej niż od dłoni swojej albo dziewczyny! Nawet nie wiesz, jak dziwne to uczucie! - spojrzał błagalnie na Bokuto. Ten na chwilę zamknął oczy, jednak zaraz później powtórzył wypowiedzianą wcześniej kwestię z jeszcze większą zaciętością. Odsunął rękę Kuroo i mimo jego obiekcji, zaczął ponownie pieścić jego męskość, wkładając w to jeszcze więcej zaangażowania niż przedtem, doprowadzając bruneta niemal do odejścia od zmysłów. Z ust czarnowłosego wydobywało się coraz więcej westchnień czy źle stłumionych jęków. Jeszcze nigdy nie czuł się tak przyjemnie i błogo. Nierówno oddychał, a jego ciało delikatnie drżało, dając Koutarou coraz więcej motywacji. Ten za to nerwowo oblizał usta, jednak nie zaprzestawał czynności.
- Bokuto...- szepnął Tetsurou, spoglądając na chłopaka spod przymrużonych powiek. Jego włosy wydawały się bardziej zmierzwione niż zwykle, głos głębszy, a z czoła spływały pojedyncze kropelki potu. W tym momencie Koutarou również zaczął w myślach przeklinać dzisiejszą imprezę, cały dzień i swoje „genialne" pomysły. Zadrżał. Tym razem to on nie był w stanie wytrzymać spojrzenia i odwrócił wzrok, zaciskając mocno usta i powieki. Przełknął głośno ślinę, pokręcił głową i chcąc odpędzić niepotrzebne myśli, przyspieszył jeszcze bardziej ruchy dłonią. Znowu popatrzył na czarnowłosego, który najwidoczniej z całych sił się powstrzymywał. Niespokojnie poruszał nogami, zagryzł wargę prawie do krwi i zacisnął mocniej powieki. Bokuto patrzył na niego jak zaczarowany, z szeroko otwartymi oczyma. Dopiero teraz całkowicie do niego dotarło, że to właśnie on doprowadził Kuroo do takiego stanu. Te informacje były jak nagły podmuch silnego wiatru. Podparł się z przodu na lewej ręce, żeby z wrażenia nie odchylić się do tyłu. Zniżył się lekko, aby móc spojrzeć na twarz Tetsurou w całej okazałości. Pewnie trwałoby to nadal, gdyby czarnowłosy nie chwycił go za rękę, którą Koutarou się podpierał, nagle się nie wyprostował i nie westchnął głośno, podnosząc głowę. Po wszystkim zaczął uspokajać oddech, znów się zgarbił i powoli otworzył oczy. Z szokiem i wyczuwalnym we wzroku lekkim przerażeniem spojrzał na znajdującą się dosłownie kilka centymetrów od jego własnej, zaczerwienioną twarz Bokuto z białą substancją na policzku.
- Co się właśnie wydarzyło... - wydukał, dalej patrząc w złote tęczówki i rozszerzone źrenice chłopaka. Jego ciepły oddech czuł na swojej brodzie. - Ta... A miałeś podobno sprawić, że mój problem zniknie...

A teraz... proszę komentować! Co Wam się podobało, nad czym w przyszłości popracować i inne uwagi mile widziane~

czwartek, 8 września 2016

Yhgmpf... || Kuroo x Bokuto

- Kuroo! - krzyknął Bokuto, wpadając zdyszany najpierw do ich mieszkania, a potem pokoju - Wróciłem!
- Yghmpf... - mruknął zaspany brunet, odklejając się od dakimakury - Bro, jest dziewiąta w nocy... - wymamrotał i z powrotem opadł na poduszkę.
- Nie cieszysz się, że wróciłem? - Koutarou wydął usta w ciup i usiadł obok Tetsurou - To ja za tobą tęskniłem, a ty mi się tak teraz odpłacasz. - prychnął i założył na siebie ręce, odwracając teatralnie głowę.
- Jasne, że się cieszę. - czarnowłosy z głośnym stęknięciem podniósł się do siadu - Witaj w domu, Bokuto. - uśmiechnął się, mrużąc zmęczone oczy.
- Cholera, bro, twój oddech powala. - skrzywił się drugi chłopak, machając lekko dłonią.
- No sory, wiesz, że gdybyś to nie był ty, to zabiłbym za tak brutalne obudzenie mnie. Mimo to nie mogłeś zaczekać do dwunastej rano? - Kuroo uniósł jedną brew, mierząc Koutarou wzrokiem.
- I miałbym przez te kilka godzin siedzieć niczym jakaś trusia? Dobre sobie. - fuknął Bokuto, wystawiając język.
Wrócił po zostawioną przy drzwiach wyjściowych torbę podróżną i przytaszczył ją do pokoju, nucąc pod nosem. Przez tydzień przebywał w domu swoich rodziców na Hokkaido. Co jakiś czas musiał i zresztą chciał ich odwiedzać. Mieszkali oni w niewielkim, uroczym miasteczku. Koutarou mógł znowu odwiedzić ulubione miejsca, a w szczególności stare boisko i cukiernię nieopodal, by odświeżyć dawne wspomnienia. Mimo, że był tam ostatnio dwa miesiące temu, wszystko wydawało się być trochę inne z każdą następną wizytą. Chłopak przypominał sobie dziecięce lata, ilekroć tylko mijał podniszczoną podstawówkę czy niewielkie jezioro z pomostem. Bokuto westchnął z nijaką melancholią na samo wspomnienie tamtych miejsc. Był sentymentalny i to bardzo. Rozsunął suwak torby i zabrał się za rozpakowywanie rzeczy z wyjazdu, z premedytacją robiąc wszystko głośniej i wolniej, byle tylko przyjaciel w końcu się rozbudził i zwrócił na niego uwagę.
- Nie chcesz wiedzieć jak było na wyjeździe? - mruknął niewyraźnie Bokuto, rzucając kolejną koszulkę na stertę rzeczy do prania.
- Sentymentalnie, ciągle emowałeś i przesiadywałeś w tamtej cukierni zajadając smutek. - westchnął brunet, chowając twarz w poduszce - Tak jest za każdym razem. - dodał - Nawet jak ostatnio tam z tobą pojechałem jako specjalista od pocieszania.
- I w końcu emowałeś bardziej ode mnie, nieźle się zadłużając w tej cukierni. - zaśmiał się Koutarou, ciskając w czarnowłosego zwiniętym ręcznikiem. Kuroo przekręcił się na plecy z cierpiętniczym jękiem. - Tym razem było trochę inaczej.
- Hm? - Tetsurou uniósł brew i oparł się na łokciu, zwracając się w stronę drugiego chłopaka.
- Bro, mam dziewczynę! - oznajmił uroczyście Bokuto - I... chyba będę ojcem. - dodał, drapiąc się po karku w czasie, gdy Kuroo zbierał szczękę z podłogi.
- COCOCOCOCO? Niezły żart, bro. - zaśmiał się brunet - Prawie mnie nabrałeś. He. He. BŁAGAM, POWIEDZ, ŻE TO NIEPRAWDA! - dopadł Bokuto i potrząsnął jego ramionami. Ten tylko zachichotał nerwowo.
- Byłem u niej kilka razy i... tak jakoś wyszło. - uśmiechnął się krzywo, mrużąc oczy - Ah, zapomniałbym! Jak raz byliśmy na spacerze, to znaleźliśmy kota i ona go przygarnęła! Nazwałem go Kuroo, bro. - Bokuto wypiął dumnie pierś - Pomijając fakt, że okazał się być ciężarną samicą... - dodał już mniej wyraźnie. Tetsurou przejechał otwartą dłonią po twarzy, spoglądając na chłopaka z niedowierzaniem.
- Skoro tak się sprawy mają... - brunet nieznacznie pociągnął nosem - To jestem z tobą, bro. - oświadczył pewnie, lecz mimo to ułożył usta w podkówkę.
- O pieniądze się na szczęście nie musimy martwić, Hana jest szefem kuchni i pracuje tylko trzy dni w tygodniu, zarabiając przy okazji krocie.
- To ile ona do cholery ma lat? - zapytał lekko wystraszony Kuroo.
- Jest w naszym wieku. - drugi chłopak wzruszył ramionami.
- Czekaj. Chcesz mi wmówić, że dwudziestojednoletnia dziewczyna jest zbijającym grubą kasę szefem kuchni? - brunet spojrzał na Bokuto z politowaniem - I wzięła sobie akurat ciebie? - uniósł brew - Nie, żebym ci ubliżał bro, ale... No wiesz... - czarnowłosy uśmiechnął się krzywo.
- Nie wierzysz w magię miłości. - Koutarou nadął policzki, teatralnie odwracając głowę.
- Po prostu nie tak łatwo cię oddam, bro. Muszę wiedzieć, że to ktoś lepszy nawet ode mnie. - rzekł wyniośle Kuroo.
- Bro... - Bokuto otarł wyimaginowaną łezkę z oka - Nigdy cię nie opuszczę! Zabiję ją w basenie i zamieszkam z tobą! - krzyknął chłopak. Tetsurou momentalnie zrzedła mina i brunet szerzej otworzył oczy, patrząc na przyjaciela jak na kosmitę.
- Wyjaśnijmy coś sobie. - przymknął oczy i gdy Bokuto próbował coś powiedzieć, czarnowłosy zatkał mu usta - Teraz ja mówię. Poznałeś dziewczynę. Znasz ją ledwie tydzień. Jesteście parą. Będziesz ojcem, do cholery. Chcesz ją utopić w basenie. Jedno mnie tu zastanawia. Czy nie szybciej i sprawniej będzie po prostu dźgnąć ją nożem? Pomogę nawet ukryć ci ciało, bro. - powiedział poważnie Kuroo.
- Dziękuję bro, ale nie ma takiej opcji. Basen to jedyny sposób. W dodatku wtedy nie będzie mnie ścigała policja. - odparł podobnym tonem głosu drugi chłopak - W sumie, to Hana była łatwa. Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, kilka razy spojrzałem jej w oczy w parku, przytuliłem, pocałowałem i od razu pojechaliśmy do niej. - Bokuto wzruszył ramionami i zaśmiał się pod nosem - Chyba nawet nie wie, że zwinąłem jej magnetofon i wyjadłem połowę lodówki. Dalej mam większość rzeczy w wyposażeniu. - westchnął - Muszę wyjąć te kilkadziesiąt jajek, bo się zepsują. - podrapał się po brodzie.
- Grałeś w Simsy, prawda, bro? - wypalił grobowym głosem Kuroo.
- Nom, w moim starym pokoju je znalazłem. A co? Nie powiedziałem tego na początku? - Bokuto przybrał bardzo inteligentny wyraz twarzy.
- Nie. - wycedził przez zęby brunet.
- No to jak się zorientowałeś? - Koutarou ułożył usta w ciup i uniósł brwi, przyglądając się z zaciekawieniem drugiemu chłopakowi.
- To proste. - Kuroo uśmiechnął się triumfująco - Przytulasz tylko najbliższe ci osoby, więc w tym przypadku jedynie mnie. - dodał, wypinając pierś.
- Brooo! - zaszlochał Bokuto i wpadł w ramiona bruneta, przewracając go na plecy - Jak ty dobrze mnie znasz! - zaśmiał się - Nigdy bym cię nie zostawił, to przecież tobie składałem przysięgę mał-
- Wcale nie.
- Kuroo, nie psuj chwi-
- Jeszcze nie. - uśmiechnął się brunet, mrużąc oczy - Wiesz, co teraz?
- Hm? - Bokuto uniósł głowę i spojrzał na chłopaka.
- Dobranoc. Obudziłeś mnie wcześniej. - Tetsurou uśmiechnął się złośliwie i mocniej ścisnął chłopaka, nie dając mu się tym samym uwolnić.

Yay! Kolejny shot z serii "Dlaczego Kuroo i Bokuto nie powinni mieć dostępu do gier" xD Kto przez chwilę dał się nabrać, że Bokuto naprawdę znalazł sobie dziewczynę? :D

Szybciej! || Kuroo x Bokuto

Ciemny pokój.
Cicho grający telewizor.
Dwóch chłopaków.
- Kuroo, szybciej... Szybciej! - krzyknął Bokuto, zaciskając mocniej palce na ramionach bruneta. Czarnowłosy ściągnął usta w wąską linię.
- Na pewno? To już prawie pełne tempo. - sapnął Tetsurou, unosząc jedną brew - Eh... Bolą mnie już ręce... - mruknął, skrzywiając się nieco. Koutarou spiął wszystkie mięśnie, gdy brunet przyspieszył. W żyłach obu chłopaków płynęła adrenalina, ich oddechy były szybkie.
- Trochę bardziej w lewo... Uh, teraz w prawo! Słyszysz mnie? - Koutarou delikatnie potrząsnął czarnowłosym, gdy ten nie reagował.
- Wybacz... - mruknął Kuroo przepraszająco.
- Tak! Teraz! Szybciej! - zaczął cicho krzyczeć Bokuto - To już prawie finał, szybciej! - jeszcze mocniej przyległ do chłopaka, oplatając mu ręce wokół szyi - Kuroo!
- No nie... Przegrałem. - fuknął brunet, odrzucając pada - Te wyścigi online są do dupy...

Przedstawiam takie oto dziwne, krótkie coś xD Ot, minuta z życia tych głupich bro xD

Gotowanie - początek oneshotów Kuroo x Bokuto

Hejo, tutaj Ryo~
Kuroo x Bokuto z anime Haikyuu!! to moje najukochańsze OTP, a opowiadań i w ogóle czegokolwiek z nimi po polsku, jest o wiele za mało >-< Mam nadzieję, że zarażę Was swoją miłością do nich ^^ Więc ten tego, przed Wami pierwszy oneshot :3



Czyli co może wyniknąć z tej dwójki razem w kuchni~
Bokuto i Kuroo z torbami na ramieniu właśnie powolnym krokiem zmierzali do domu po męczącym popołudniowym treningu uniwersyteckiej drużyny siatkówki. Szli brukową alejką, po bokach której rosły niewielkie, ledwie wyższe od człowieka ozdobne drzewa. Mijali studentów spieszących się na kolejne zajęcia z teczkami pod pachą oraz innych, kierujących się już do domów czy na spotkania ze znajomymi. Uczniowie uniwersytetu byli jeszcze bardziej różnorodni niż licealiści. Tutaj już nie zabraniano farbowania włosów, noszenia wielu kolczyków i przede wszystkim - nie obowiązywały mundurki. Codziennością było tu widzieć diametralnie różniące się od siebie grupki, skupiające studentów o podobnych poglądach czy zainteresowaniach - poważnych ścisłowców, nieco odmiennie wyglądających artystów, dla których nieodłącznym elementem wyposażenia był ich cenny szkicownik, do członków drużyn dochodząc. Uniwersytet, a w szczególności z taką ilością wydziałów jak ten, z całą pewnością był skupiskiem wszystkich typów ludzi. Bokuto ziewnął i podrapał się po karku.
- Brooo, głodny jestem. - jęknął pełnym bólu głosem.
- Wiem, ja też... - mruknął Kuroo, gdy jego brzuch zawtórował temunależącemu do Koutarou - Mieliśmy dzisiaj iść do tej nowej restauracji z ramenem po drodze do domu, co nie?
- Nie chcę ramenu, mam ochotę na coś z grilla. - mruknął Bokuto, kopiąc po drodze mały kamyk. Przyjaciele przeszli przez bramę i skierowali się chodnikiem w prawą stronę.
- Znowu yakiniku? Byliśmy wczoraj. Nie wolisz czegoś smażonego? - zapytał Tetsurou rozglądając się uważnie, gdy przechodzili na drugąstronę ulicy. Do domu musieli pokonać około dwudziestominutową drogę na nogach.
- O tak! Najlepiej mięsko! - drugiemu chłopakowi pociekła ślinka na samą myśl o soczystej wołowinie - Ah... - stracił zapał - Wokolicy nie ma żadnej knajpki z dobrym smażonym. - westchnął.
- Tsk, co racja to racja... - mruknął z niezadowoleniem Kuroo, lekko krzywiąc się na twarzy.
- A nie możemy sami zrobić? - Bokuto spojrzał błagalnie na drugiego chłopaka.
- To jaką tę pizzę zamawiamy? - Tetsurou uśmiechnął się miło.Przypomniał sobie, jak skończyło się wcześniejsze wspólne gotowanie. Kouratou chciał popisać się umiejętnościami szefa kuchni i naleśnik zamiast z powrotem na patelnię, trafił na sufit, zostawiając na nim wielką tłustą plamę. Już przy samym wyrabianiu ciasta, połowa wylądowała na przyjaciołach, gdy przez przypadek ustawili obroty miksera na największe. Do twarożku,zamiast cukru waniliowego - dodali proszek do pieczenia, całe naleśniki wzięło w łeb i skończyli, atakując się wzajemnie bitą śmietaną.
- Bardzo śmieszne. - fuknął Bokuto, układając usta w ciup - Serio mam ochotę na smażone mięso.
- Znasz przecież nasze umiejętności kulinarne! Nawet naleśników dobrze nie zrobimy, nie mówiąc już o czymś takim! My jajka w mikrofali wysadziliśmy! - zaśmiał się brunet.
- No weeeź... - jęknął Koutarou, wieszając się na ramieniu Kuroo - Kurczaka się łatwo przygotowuje, dodamy makaron, jakieś przyprawyi tyle! Mięsa nie podrzuca się jak naleśników!
- Jak wyjdzie z tego węgiel, to ty płacisz za pizzę. - spojrzał kpiąco na drugiego chłopaka czarnowłosy.
- Tak, tak, a teraz do sklepu! - nakazał Bokuto i wyprostował się, wskazując przed siebie. - Kto ostatni, zmywa gary! - wykrzyknął i śmiejąc się zwycięsko, popędził przed siebie.
- Zaczekaj, cholero! - wrzasnął Kuroo i puścił się w pogoń za drugim chłopakiem.
- Mamusiu... A co ci panowie robią? - zapytało jakieś małe dziecko, ciągnąc rodzicielkę za rękę.
- Nie zwracaj na nich uwagi kochanie, a w przyszłości znajdź sobie ładną dziewczynę. - kobieta uśmiechnęła się łagodnie i pogłaskała małego chłopca po głowie.
- Hey hey hey! Pierwszy! - krzyknął triumfująco Koutarou, gdy znalazł się przed wejściem.
- To nie ty miałeś w torbie kilka butelek wody. - prychnął Kuroo i trzepnął Bokuto w tył głowy.
- Tym, co ty masz w tej torbie, to mógłbyś całą Afrykę nakarmić, napoić i jeszcze ubrać przy okazji. - zachichotał chłopak i czmychnął do sklepu.
- A ciekawe, kto nosi moje bluzy z tej torby, jak mu zimno... - mruknął Tetsurou pod nosem i również przeszedł przez drzwi prowadzące do niewielkiego spożywczego naprzeciwko ich mieszkania. Przy samym wejściu znajdowała się kasa, a za nią nieprzerwanie od wieków siedziała pomarszczona kobieta o wzroku, którego przestraszyłbysię sam Ushijima. Jakby jej ktoś w umieraniu przeszkodził. Za każdym razem, gdy Kuroo na nią spoglądał, po plecach przechodziły mu zimne dreszcze. Szybkim krokiem poszedł wgłąb, kierując się na dział mięsny. Jak spod ziemi za jego plecami wyrósł Koutarou i gdy chuchnął chłopakowi na kark, ten aż się wzdrygnął.
- Bokuto, głupku! Mam zejść na zawał jeszcze przez obiadem?! - krzyknął cicho, nie chcąc zwrócić za bardzo na siebie uwagi smoczycy. - Sam się w tej kuchni zabijesz!
- Kuroo... Przecież byłbyś moim bro nawet w zaświatach, więc co za różnica? -spokojnie odparł drugi chłopak, klepiąc czarnowłosego po ramieniu.
- A co, gdybyśmy trafili do innych miast duchów? Albo nawet różnych krajów? Nie wspominając już o-
- To duchy mają miasta?! - przerwał mu Koutarou, szeroko otwartymi oczyma patrząc na przyjaciela.
- A co ty myślałeś? Że się je do jakiegoś worka wrzuca i w magazynach składuje? No jasne, że mają miasta! - obruszył się Tetsurou, patrząc na towarzysza, jakby to co wcześniej powiedział, było oczywiste.
- Nieźle... Ciekawe czy grają tam w siatkówkę... - zamyślił się Bokuto i oparł na ramieniu Kuroo, pocierając brodę.
- Na pewno. - spokojnie kiwnął głową drugi chłopak, przymykając oczy i delikatnie się uśmiechając. Obaj przyjaciele w tej samejchwili westchnęli, po czym zaczęli wkładać do koszyka potrzebne według nich rzeczy do gotowania. Truskawek i bitej śmietany na deser też oczywiście nie mogło zabraknąć. Gdy podeszli do kasy, kobieta zmierzyła ich wzrokiem rasowego gangstera i zabrała się za kasowanie przedmiotów.
- A truskawki nie łaska było na warzywnym zważyć? - zaskrzeczała.
- Ale to tu przy kasie ma pani-
- NIE ŁASKA BYŁO ZWAŻYĆ?! - podniosła głos, otwierając szeroko oczy. Obaj przyjaciele jak strzały polecieli sprawdzić wagę truskawek na stanowisku przy innych owocach tylko po to, by następnie podać wynik seniorce. Nikt nie chciał choćby na chwilę zostać z nią sam na sam. Kobieta podejrzliwie na nich popatrzyła, mruknęła coś pod nosem, a gdy już Bokuto i Kuroo wyszli ze sklepu, cicho odetchnęli.
- Czemu to zawsze wygląda tak samo? - zaśmiał się drugi z nich.
- Ona między tymi zmarszczkami mogłaby cały arsenał pocky schować. -zawtórował mu Koutarou.
- Jak to jest, że dwóch facetów prawie 1.90 m wzrostu boi się jednej wrednej, zgarbionej staruszki? - prychnął Kuroo.
- Przestań, ona ma wzrok jak morderca. - wzdrygnął się Bokuto. Obu przyjaciołom zrzedły miny, gdy dostrzegli obiekt ich koszmarów sennych w drzwiach sklepu, dzierżący miotłę w ręce.
- Nigdy jeszcze nikogo nie zamordowałam. - powiedziała grobowym głosem - A pocky to wy sobie możecie w dupę wsadzić! - zaskrzeczała i zabrała się do zamiatania przed wejściem. Obaj oddalili się do domu w trybie natychmiastowym.
Kiedy przekroczyli próg mieszkania, od razu uderzyła w nich fala gorącego powietrza. Najwidoczniej znowu zapomnieli otworzyć okna, gdy wychodzili. Ściągnęli buty, minęli przedpokój i korytarzem przeszli do salonu, a z niego do aneksu kuchennego. Bokuto położył reklamówkę z zakupami na blacie, a Kuroo padł z głośnym jękiem na kanapę, nawet nie zwracając uwagi, że wyłożył się na twarz. Odetchnął głęboko i jakby z trudem przewrócił się na plecy, a następnie odgarnął włosy z twarzy. Koutarou w międzyczasie pootwierał wszystkie okna i wpuścił do środka świeże powietrze, które naparło również na jego twarz. Chłopak mimowolnie się uśmiechnął i zaśmiał na widok rozpływającego się przyjaciela na kanapie. Do głowy wpadł mu diabelski pomysł, na który zmarszczył brwi i złowieszczo ułożył usta.
- Lecę! - krzyknął przeciągle, przeskakując przez oparcie kanapy i padając prosto na zaskoczonego przyjaciela, który nie zdążył na czas się podnieść.
- Bro, co ty odpieprzasz? - zapytał Kuroo marszcząc brwi i z powrotem układając się na plecach, gdy Bokuto usiadł na jego brzuchu i spojrzał na niego z góry.
- Wiesz, na co teraz mam ochotę? - uśmiechnął się złowróżbnie i poruszył zabawnie brwiami. Przez chwilę oboje trwali w milczeniu, po czym Tetsurou momentalnie ożywił się i otworzył szerzej oczy.
- Błagam. Nie. Bro. Nie znowu. - wiedząc co się święci, próbował odwieść Koutarou od jego pomysłu. Bokuto nabrał powietrze do płuc.
- Atak łaskotek! - krzyknął, atakując boki przyjaciela. Dobrze wiedział, w których miejscach ma go drapać. Najgorzej było nabrzuchu i bokach, nieco poniżej pach. Kuroo śmiał się głośno i wiercił się, próbując jakoś zrzucić z siebie drugiegochłopaka. W końcu udało mu się przewrócić Bokuto na plecy i teraz to on był poddawany torturom. Z Koutarou było o tyle gorzej, że chłopak miał łaskotki praktycznie wszędzie. Obaj przyjaciele zdrowo śmiali się wniebogłosy. W pewnym momencie nawet spadli z kanapy, a teraz leżeli obok siebie, dysząc i ocierając pot z czoła.
- Bro, robisz to za często. - powiedział brunet, próbując unormować dokońca oddech. Podniósł się na łokciach, wgramolił się na siedzenie i pomógł wstać również Bokuto.
- Dobrego śmiechu nigdy za wiele. - odparł Koutarou - To... Gotujemy? -spytał entuzjastycznie.
- Gotujemy...- westchnął Tetsurou - Boję się tego, co nam może wyjść.
Przyjaciele zaczęli rozpakowywać zakupy, a następnie wyciągnęli garnek, patelnię, noże i inne potrzebne im przedmioty. Kuroo rozpakował kurczaka i nakazał Bokuto przygotować wszystko do ugotowania makaronu. Wziął do ręki nóż i nieumiejętnie próbował porcjować mięso. W duchu dziękował sobie za to, że jednak wziął same piersi zamiast całego kurczaka. Oddzielił prawie cały tłuszcz i w miarę równo pokroił drób, przecinając przez przypadek skórę na palcu.
- Aaa, lekarza! - zawołał.
- Trzeba wyssać jad! - krzyknął Bokuto i nie dając Kuroo czas na reakcję, chwycił jego dłoń i począł ssać skaleczony palec.
- Jaki jad? Drobiowy? - zapytał lekko skołowany brunet i zaczął doprawiać mięso wolną ręką, nie zwracając nawet uwagi naKoutarou.
- Dodaj więcej pieprzu! - polecił Bokuto, gdy swoim zdaniem wyssał już wszystko.
- Kurde, przez ciebie mam teraz pomarszczony palec! - zawył Tetsurou, spoglądając na uwolnioną dłoń. Drugi chłopak wrzucił makaron do gotującej się wody i zmniejszył gaz, gdy ta zaczynała kipieć. Kuroo na drugim palniku postawił patelnię, po czym rozlał na niej trochę za dużo oleju i zaczął go podgrzewać. Umył po koleikawałki mięsa. Gdy patelnia była już wystarczająco gorąca, wrzucił je na nią i porozdzielał szpatułką. Słychać było miłe dla ucha skwierczenie. Obu przyjaciołom jak na zawołanie zaburczało w brzuchach. Co jakiś czas Kuroo przewracał mięso na inną stronę, by równomiernie się obsmażyło.
- Znowu kipi! - krzyknął Koutarou i tym razem przelał zawartość garnka przez sitko. Podczas, gdy makaron parował, Bokuto wsypał na patelnię jeszcze trochę pieprzu i zabrał się za krojenie marchewki, a następnie cebuli.
- Dlaczego nikt mnie nie kocha? Świat jest taki okrutny! - zaszlochał, a z oczu poleciały mu łzy.
- Ja cię zawsze będę kochał, bro! - zapewnił żarliwie Tetsurou.
- Bro! - Koutarou wpadł w objęcia czarnowłosego, po czym oboje zaczęli się śmiać i wrócili do wykonywanych wcześniej czynności. Brunet kilka razy potrząsnął sitkiem i przeniósł długienitki na patelnię, po czym wszystko zamieszał. Dodał warzywa, sossojowy, oregano i za namową drugiego chłopaka - sproszkowaną papryczkę chili.
- Tak właściwie, to co my do tego wrzucamy? - podrapał się po brodzie Bokuto i spojrzał pytająco na Kuroo.
- Niewiem, ale „oregano" czy „kurkuma" bardzo kucharsko brzmią.- przymknął powieki i pokiwał głową czarnowłosy.
- Co racja to racja. - przyznał Koutarou, gdy Tetsurou ponownie wszystko zamieszał. Chłopak skierował wzrok na obsmażony makaron i porwał jedną nitkę. - Popatrz, mam wąsy jak cesarz chiński! - zaśmiał się, przykładając ją do twarzy - AŁĆ, GORĄCE! - krzyknął i rzucił makaron przed siebie.
- Głupia sowo! Parzy! - zawył Kuroo, zdejmując szybko nitkę z czoła - Będę miał czerwony ślad przez ciebie! He he, chociaż z dwojga złego lepiej na czole niż w kształcie idiotycznych wąsów. - zachichotał złośliwie, mrużąc oczy - Idę do łazienki. Tobie też radzę, jak nie chcesz mieć tego śladu przez tydzień. - powiedział i skierował się w stronę toalety, uśmiechając się pod nosem. Bokuto uniósł jedną brew i niedługo później ruszył za brunetem. Gdy tylko otworzył drzwi, dostał w twarz strumieniem zimnej wody ze słuchawki prysznicowej, którą trzymał rechoczący Tetsurou. Koutarou podskoczył pod wpływem nagłej zmiany temperatury, zacisnął powieki i na oślep próbował powstrzymać bruneta.
- Jeśli nie schłodzisz poparzonego miejsca, to zrobi ci się blizna, ja tylko dbam o ciebie. - wzruszył ramionami Kuroo, nadal się śmiejąc. Nagle drugiemu chłopakowi udało się wyrwać narzędzie tortur z ręki bruneta i to on teraz był polewany lodowatą wodą.
- I wzajemnie! - krzyknął Bokuto, mrużąc oczy przed odbijającymi się kroplami wody. Gdy Tetsurou próbował się cofnąć, stracił równowagę i zaskoczony pociągnął za sobą drugiego chłopaka, upadając na podłogę. Chwilę później obaj rozmasowywali obolałe miejsca ze skrzywionymi minami.
- Ale teraz głupio wyglądasz! - zaśmiał się kpiąco brunet, gdy Koutarou wytrzepał włosy z wody jak pies, jednak on po chwili zrobił to samo.
- Ty nie lepiej. - uśmiechnął się Bokuto, unosząc jedną brew.Przyjaciele wstali, zakręcili wciąż lecącą wodę i spojrzeli na zachlapane lustro nad umywalką. Kuroo przetarł je dłonią. - Jak jakieś dzieci wojny. - Koutarou zrobił głupią minę do zwierciadła. Wcześniej ich fryzury można było określić jako artystyczny nieład. Teraz włosy sterczały dosłownie na wszystkie strony.
- Cicho siedź, misterze mokrego podkoszulka. - brunet szturchnął chłopaka obok - Trzeba to wszystko będzie powycierać. - westchnął głęboko.
- Przestań, psujesz zabawę. Nie masz wrażenia, że o czymś za-
- JEDZENIE!- krzyknęli obaj jednocześnie i szalonym pędem puścili się z powrotem do kuchni. Sam spód okazał się być cały spalony, na co zareagowali żałosnym jękiem. To, co dało się jeszcze odratować,przełożyli na dwa talerze, postawili na stole w niewielkiej jadalni przy salonie i niepewnie zabrali się do jedzenia poprzestygnięciu posiłku.
- Gdyby coś mi się stało, możesz wziąć wszystkie moje mangi i ubrania. - Kuroo ułożył usta w podkówkę, nabierając makaron pałeczkami.
- A ty moje nakolanniki i magazyny siatkarskie. - pełen przejęcia Bokuto skinął głową i w tym samym momencie co brunet, wpakował jedzenie do buzi. Na samym początku wszystko wydawało się być dobrze. Po kilku gryzach Tetsurou miał wrażenie, że jego przełyk płonie.
- Wody... - wychrypiał i za jednym razem wypił całą szklankę, następnie odstawiając ją z hukiem na stół. - Bro, czemu z tobą wszystko jest dobrze? - spojrzał z wyrzutem na przyjaciela.
- Lubię na ostro, przyzwyczaiłem się już. - Bokuto wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic. - Nie zauważyłeś, że zawsze zamawiam pikantne rzeczy? - zapytał, patrząc z rozbawieniem na bruneta.
- Lubisz na ostro? - Kuroo zabawnie poruszył brwiami, a Koutarou zaraz za nim - My chyba mieliśmy dodać szczyptę chili zamiast całą saszetkę... -westchnął, pokładając się na stole - Ile ty w ogóle gotowałeś ten makaron? Dziwnie smakuje. - mruknął.
- Aaa... z 15 minut? - zastanowił się Koutarou, spoglądając do góry.
- Debilu... To jest makaron soba, a nie taki normalny. Miał być w garnku maksymalnie 5 minut. Weź czasami przeczytaj instrukcję. - Kuroo wstał od stołu, trzepnął Bokuto w tył głowy i poszedł z powrotem do kuchni. Wrócił z niej z umytymi truskawkami na talerzu i bitą śmietaną.
- Co ty się od razu do deseru zabierasz? Zaczekaj na mnie! - jęknął zwyrzutem drugi chłopak.
- Nie jedz tego, jeszcze się potrujesz. - wystawił język Tetsurou. Koutarou spojrzał najpierw na niego, potem na talerz i raz jeszcze na bruneta, po czym odstawił makaron i od razu wpakował kilka truskawek do ust.
- Tophe... - mruknął rozmarzonym głosem, przymykając powieki.
- Yghy- zawtórował mu Kuroo, prawie dławiąc się bitą śmietaną.
- Daj mi to! - powiedział z przejęciem Bokuto, gdy pogryzł i połknął już wszystko. Widać było, że ma jakiś pomysł. Wziął opakowanie z bitą śmietaną i domalował sobie nią wąsy oraz brodę.
- Brwi dorabiać nie potrzebujesz. - zaśmiał się lekko Tetsurou, odbierając od niego przedmiot - Wyglądasz teraz jak dziwny sowi Mikołaj. - to powiedziawszy, wpakował do ust dużą truskawkę - Słodziutka. - uśmiechnął się po jej zjedzeniu, po czym sięgnął po następną. Nie minęło dużo czasu, a talerz na owoce stał przed nimi pusty, za to opakowanie ze śmietaną opróżnione.
- Jestem pełen... - westchnął Bokuto, wyciągając się na kanapie.
- Dość truskawek i śmietany na ten tydzień. - mruknął Kuroo, siadając obok niego.
Już wieczorem oboje skończyli z bolącymi brzuchami i jeszcze bardziej skrzywioną psychiką.

W zdrowiu i w chorobie - rozdział 3

O tak, kolejny rozdział po kilku minutach, to się nazywa szybkość~ Dobra, chyba jednak nie jestem zabawna x'D Miłego czytania ^^ Ryo~

Cisnąłem w Hinatę morderczym spojrzeniem, na co on prawie podskoczył, przytulając się do regału w kącie pokoju, zaraz przy drzwiach. Cholera, naprawdę jestem teraz taki słaby? Prychnąłem i popatrzyłem na swoje dłonie, zwykle zdolne do niemal setek wystaw na zaledwie pojedynczym treningu. Eh, treningi... Na ostatnim byłem wczoraj wieczorem, a już mi ich brakuje. Krzyków na boisku, odgłosu odbijanej i upadającej na ziemię piłki, specyficznego zapachu gumy i potu na sali. Chciałbym teraz stać pod siatką, znowu poczuć ten dreszczyk emocji, widzieć uśmiech na twarzy tego idioty po kolejnym idealnie wykonanym ataku. Westchnąłem. Że też akurat mi zbiera się na tego typu rzeczy... Ale taka jest prawda. Każdy uwielbia zwyciężać, tym bardziej z osobą, na której mu zależy. No właśnie. Ta moja właśnie tuli się do mebla w obawie przed śmiercią z mojej ręki. Chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, że mimo najszczerszych chęci nie wstanę z łóżka. To znaczy... No jasne, że dam radę, ale co się wtedy stanie to już inna sprawa. Zacisnąłem usta w wąską linię. Nienawidzę być słaby. Nie chcę, by ktokolwiek mnie takiego widział, a już w szczególności Hinata.Dobra, czas już ochłonąć, może uda mi się z nim jakoś normalnie porozmawiać.
- Hej. - mruknąłem, jednak zaraz chrząknąłem i zmieniłem ton głosu na nieco przyjaźniejszy – To... Jak było dzisiaj w szkole? - rudzielec przekrzywił głowę z pytającym wyrazem twarzy.
- Nauczycielka z angielskiego kazała ci przekazać, że masz wziąć się do nauki i poprawić sprawdzian, bo obniży ci ocenę końcową. - zaczął,lekko się śmiejąc i podszedł bliżej mnie, siadając na krześle ustawionym koło łóżka, na którym po chwili już beztrosko się kołysał. - Na treningu ćwiczyliśmy przyjęcia, bo ciężko atakować z tylko jednym rozgrywającym, o meczu już nie wspominając. - Hinata wyglądał na nieco przygnębionego. - Bardzo szanuję Sugawarę-san'a, ale jednak nie trenuje się z nim tak dobrze, poza tym i tak nie gra w pierwszym składzie. - odwróciłem wzrok i uśmiechnąłem się w myślach na tę niebezpośrednią pochwałę. - Noya-san próbował mnie nauczyć swojego Rolling Thunder! - Hinata momentalnie się rozpromienił - To było takie wziuum, potem baah, a na samym końcu wielkie łaaa! - chłopak żywo gestykulował, z podekscytowaniem starając się wszystko mi pokazać. Zaśmiałem się pod nosem, widząc jego nieudolne próby odwzorowania ruchów i rozentuzjazmowaną twarz. - E-eh? Kageyama, coś się dzieje? - zapytał nagle, zaprzestając wszystkich poprzednich czynności – Dziwnie wyglądasz.
- Śmieję się, głupku! Tak to ciężko zauważyć? - zdenerwowałem się za to jawne obrażanie mojej osoby. Jeszcze przed chwilą mnie chwalił, a teraz co?
- Łooo, chyba muszę zrobić zdjęcie. - Hinata ułożył dłonie na kształt aparatu i wydał z siebie odgłos, mający pewnie odwzorowywać ten emitowany przez urządzenie.
- A jak odzyskam siły, to chcesz dostać tak, że tobie już nie wrócą?- spojrzałem na niego z wyższością. Niech sobie zbytnio nie pozwala, w końcu to on jest tutaj gościem i w każdej chwili może wylecieć. Eh... Dobrze wiem, że i tak go nie wywalę. Prychnąłem pod nosem. Wbrew pozorom jednak lubię drażnić się z rudzielcem. Raczej ciężko stwierdzić, że się dobrze dogadujemy, ale to praktycznie nasz jedyny sposób na wyrażanie emocji, zaraz po siatkówce. Tam rozumiemy się bez słów. Zwyczajne rozmowy w naszym przypadku są naprawdę sporadyczne.
- Za chwilę wrócę, idę zrobić nam herbatę. - rzucił Hinata, wychodząc z mojego pokoju. Podłoga na korytarzu zatrzeszczała głucho pod ciężarem jego stóp. Usadowiłem się wygodniej na łóżku, przykrywając się do pasa odrzuconą na bok kołdrą i ze znudzoną miną czekałem na powrót chłopaka. Będziemy popijać umnie herbatkę. No pięknie, tego jeszcze tylko brakowało. Prychnąłem rozdrażniony tym faktem i sięgnąłem po telefon zostawiony na szafce obok łóżka. Przy okazji zrzuciłem z niej notes i kilka kartek, robiąc tym samym miejsce na kubki z gorącym napojem. Miałem zamiar poinformować rodziców o moim stanie zdrowia, lecz po odblokowaniu ekranu ostatecznie stwierdziłem, że nie będę ich dodatkowo martwić na wyjeździe służbowym. Zerknąłem jeszcze raz na wyświetlacz, dochodziła godzina szesnasta. Westchnąłem, stukając palcami o uda. Tyle straconego w domu czasu... Do pokoju pewnym krokiem wszedł Hinata, dzierżąc w rękach kubki z parującą cieczą. Był... podekscytowany? Tak mi się wydaje, na twarzy widniał głupkowaty uśmieszek, a jego orzechowe oczy niemal błyszczały. Już wyciągałem rękę po napój, jednak rudzielec usiadł na krześle i usunął go z zasięgu moich dłoni. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego podejrzliwie. Co ten idiota kombinuje?
- Ani myślę dawać ci tego, jeszcze się oblejesz. - powiedział ze złowróżbnymi iskierkami w oczach.
- To w takim razie jak mam się napić, ha? Daj mi to po prostu! - prychnąłem, znowu nadaremno próbując dosięgnąć przedmiotu.
- Ja ci pomogę! - powiedział z nieukrywanym zadowoleniem z powodu przewagi nade mną.
- Pff! No chyba śnisz. - parsknąłem, spoglądając na rudzielca jak naidiotę. Idiotę, którym był. To by jednak oznaczało, że popatrzyłem na niego jak zwykle. Wracając, spojrzałem na Hinatęjak na jeszcze większego idiotę.
- Kageyama... - chłopak jęknął cierpiętniczo, odrzucając do tyłu głowę – To nie tak, że coś, ale możesz upuścić kubek jak wcześniej piłkę.
- Tamto było chwilowe. - bąknąłem niewyraźnie, odwracając wzrok z grymasem na twarzy.
- A ja jestem łysy. - prychnął rudzielec, chuchając na ciepłą herbatę, po czym przyłożył mi kubek po ust. Spojrzałem na niego niepewnie i spróbowałem pociągnąć łyk cieczy. Gdy tylko poczułem niesamowite gorąco na języku, szybko odsunąłem głowę i dramatycznie starałem się schłodzić jakoś wnętrze ust, nabierając szybko powietrze i wachlując poparzone miejsce rękoma.
- Kfetynie! - wysepleniłem z językiem na zewnątrz – Ne syjes! - ten idiota się śmiał! Ja tu cierpiałem, a on miał z tego frajdę!
- Że t-też nie widzisz swojej mi-miny, nie mogę! - wydukał między kolejnymi salwami śmiechu. Zmarszczyłem brwi i zbierając wszysykie siły, palnąłem go w łeb. Hinata z całą pewnością przymierzał się do oddania mi, ale na moje nieszczęście przechylił rękę, w której trzymał kubek, a większość jego zawartości wylała się na mój brzuch i jak to ciecz, popłynęła niżej. Wydałem z siebie głośny jęk osoby płonącej żywcem, jak najszybciej zrzucając z siebie pomoczoną koszulkę. Dramatycznie próbowałem otrzeć wilgotną jeszcze skórę kołdrą, z całej siły starając się nie zemrzeć z tego okropnego bólu, niczym nieprzypominającego lekkiego poparzenia przez świeczkę jeszcze w dziecięcych latach. Agh, już czuję te seksowne bąble! Będę wyglądał jak jakaś biedronka, z tylko jedną, ogromną plamą! Gdybym wrzucał do skarbonki 1¥ za każdym razem, gdy mam ochotę zamordować tego rudego kretyna, mógłbym już dawno opłacić wylanie Oikawy z Seijou... Albo lepiej! Ushijima pożegnałby się ze swoją Shiratorizawą! Chyba naprawdę jestem geniuszem zła... Sądząc po obecnej minie Hinaty, musiałem znowu przez przypadek się uśmiechnąć. Co on ma do mojej twarzy?! Chyba muszę popracować nad ciut przyjaźniejszym uśmiechem, w końcu to podobno podstawa dobrego wizerunku. Nie to, żeby zależało mi na opini innych... A co ja się będę okłamywał, obchodzi mnie zdanie szczególnie jednej osoby. Niskiej, potrafiącej mnie wkurzyć jak nikt inny, osoby.
***
Z bluzą niezgrabnie zarzuconą na plecy, otwarłem drzwi wyjściowe i wypuściłem rudzielca na dwór. Chyba siedział u mnie trochę za długo, latarnie zaczęły się już dawno świecić. Chłopak popatrzył na mnie, przekrzywiając lekko głowę, po czym głośno kichnął. Szybko podałem mu chusteczkę, z niesmakiem ocierając przód jeszcze chwilę temu czystej bluzki, rękawem.
- Wygląda jak motylek! - Hinata ze swoją zwyczajową radością próbował pokazać mi osmarkany kawałek materiału, jednak szybko zaniechał tej czynności, widząc żądżę mordu w moich oczach, wymieszaną dodatkowo z dużą dawką obrzydzenia. Jeszcze tego brakowało, żeby ten dureń się ode mnie zaraził... Prychnąłem pod nosem na samą myśl o tym i szczelniej zawinąłem się bluzą, czując na ciele chłodny podmuch wieczornego wiatru. Po zapewnieniu rudzielca, że wpadnie do mnie jeszcze jutro, wróciłem do cieplutkiego domu. O tak, tu jest o wiele przyjemniej... Kichnąłem i przeklinając w myślach swoje zdrowie, po wypiciu ostatniej tego dnia herbaty, poszedłem do swojego pokoju. I tak nie mam nic do roboty, więc sen wydawał mi się najciekawszą z możliwych opcji. Nakryłem mocno głowę poduszką, słysząc syrenę policyjną kilka domów dalej. To będzie długa noc...