O tak, kolejny rozdział po kilku minutach, to się nazywa szybkość~ Dobra, chyba jednak nie jestem zabawna x'D Miłego czytania ^^ Ryo~
Cisnąłem w Hinatę morderczym spojrzeniem, na co on prawie podskoczył, przytulając się do regału w kącie pokoju, zaraz przy drzwiach. Cholera, naprawdę jestem teraz taki słaby? Prychnąłem i popatrzyłem na swoje dłonie, zwykle zdolne do niemal setek wystaw na zaledwie pojedynczym treningu. Eh, treningi... Na ostatnim byłem wczoraj wieczorem, a już mi ich brakuje. Krzyków na boisku, odgłosu odbijanej i upadającej na ziemię piłki, specyficznego zapachu gumy i potu na sali. Chciałbym teraz stać pod siatką, znowu poczuć ten dreszczyk emocji, widzieć uśmiech na twarzy tego idioty po kolejnym idealnie wykonanym ataku. Westchnąłem. Że też akurat mi zbiera się na tego typu rzeczy... Ale taka jest prawda. Każdy uwielbia zwyciężać, tym bardziej z osobą, na której mu zależy. No właśnie. Ta moja właśnie tuli się do mebla w obawie przed śmiercią z mojej ręki. Chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, że mimo najszczerszych chęci nie wstanę z łóżka. To znaczy... No jasne, że dam radę, ale co się wtedy stanie to już inna sprawa. Zacisnąłem usta w wąską linię. Nienawidzę być słaby. Nie chcę, by ktokolwiek mnie takiego widział, a już w szczególności Hinata.Dobra, czas już ochłonąć, może uda mi się z nim jakoś normalnie porozmawiać.
- Hej. - mruknąłem, jednak zaraz chrząknąłem i zmieniłem ton głosu na nieco przyjaźniejszy – To... Jak było dzisiaj w szkole? - rudzielec przekrzywił głowę z pytającym wyrazem twarzy.
- Nauczycielka z angielskiego kazała ci przekazać, że masz wziąć się do nauki i poprawić sprawdzian, bo obniży ci ocenę końcową. - zaczął,lekko się śmiejąc i podszedł bliżej mnie, siadając na krześle ustawionym koło łóżka, na którym po chwili już beztrosko się kołysał. - Na treningu ćwiczyliśmy przyjęcia, bo ciężko atakować z tylko jednym rozgrywającym, o meczu już nie wspominając. - Hinata wyglądał na nieco przygnębionego. - Bardzo szanuję Sugawarę-san'a, ale jednak nie trenuje się z nim tak dobrze, poza tym i tak nie gra w pierwszym składzie. - odwróciłem wzrok i uśmiechnąłem się w myślach na tę niebezpośrednią pochwałę. - Noya-san próbował mnie nauczyć swojego Rolling Thunder! - Hinata momentalnie się rozpromienił - To było takie wziuum, potem baah, a na samym końcu wielkie łaaa! - chłopak żywo gestykulował, z podekscytowaniem starając się wszystko mi pokazać. Zaśmiałem się pod nosem, widząc jego nieudolne próby odwzorowania ruchów i rozentuzjazmowaną twarz. - E-eh? Kageyama, coś się dzieje? - zapytał nagle, zaprzestając wszystkich poprzednich czynności – Dziwnie wyglądasz.
- Śmieję się, głupku! Tak to ciężko zauważyć? - zdenerwowałem się za to jawne obrażanie mojej osoby. Jeszcze przed chwilą mnie chwalił, a teraz co?
- Łooo, chyba muszę zrobić zdjęcie. - Hinata ułożył dłonie na kształt aparatu i wydał z siebie odgłos, mający pewnie odwzorowywać ten emitowany przez urządzenie.
- A jak odzyskam siły, to chcesz dostać tak, że tobie już nie wrócą?- spojrzałem na niego z wyższością. Niech sobie zbytnio nie pozwala, w końcu to on jest tutaj gościem i w każdej chwili może wylecieć. Eh... Dobrze wiem, że i tak go nie wywalę. Prychnąłem pod nosem. Wbrew pozorom jednak lubię drażnić się z rudzielcem. Raczej ciężko stwierdzić, że się dobrze dogadujemy, ale to praktycznie nasz jedyny sposób na wyrażanie emocji, zaraz po siatkówce. Tam rozumiemy się bez słów. Zwyczajne rozmowy w naszym przypadku są naprawdę sporadyczne.
- Za chwilę wrócę, idę zrobić nam herbatę. - rzucił Hinata, wychodząc z mojego pokoju. Podłoga na korytarzu zatrzeszczała głucho pod ciężarem jego stóp. Usadowiłem się wygodniej na łóżku, przykrywając się do pasa odrzuconą na bok kołdrą i ze znudzoną miną czekałem na powrót chłopaka. Będziemy popijać umnie herbatkę. No pięknie, tego jeszcze tylko brakowało. Prychnąłem rozdrażniony tym faktem i sięgnąłem po telefon zostawiony na szafce obok łóżka. Przy okazji zrzuciłem z niej notes i kilka kartek, robiąc tym samym miejsce na kubki z gorącym napojem. Miałem zamiar poinformować rodziców o moim stanie zdrowia, lecz po odblokowaniu ekranu ostatecznie stwierdziłem, że nie będę ich dodatkowo martwić na wyjeździe służbowym. Zerknąłem jeszcze raz na wyświetlacz, dochodziła godzina szesnasta. Westchnąłem, stukając palcami o uda. Tyle straconego w domu czasu... Do pokoju pewnym krokiem wszedł Hinata, dzierżąc w rękach kubki z parującą cieczą. Był... podekscytowany? Tak mi się wydaje, na twarzy widniał głupkowaty uśmieszek, a jego orzechowe oczy niemal błyszczały. Już wyciągałem rękę po napój, jednak rudzielec usiadł na krześle i usunął go z zasięgu moich dłoni. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego podejrzliwie. Co ten idiota kombinuje?
- Ani myślę dawać ci tego, jeszcze się oblejesz. - powiedział ze złowróżbnymi iskierkami w oczach.
- To w takim razie jak mam się napić, ha? Daj mi to po prostu! - prychnąłem, znowu nadaremno próbując dosięgnąć przedmiotu.
- Ja ci pomogę! - powiedział z nieukrywanym zadowoleniem z powodu przewagi nade mną.
- Pff! No chyba śnisz. - parsknąłem, spoglądając na rudzielca jak naidiotę. Idiotę, którym był. To by jednak oznaczało, że popatrzyłem na niego jak zwykle. Wracając, spojrzałem na Hinatęjak na jeszcze większego idiotę.
- Kageyama... - chłopak jęknął cierpiętniczo, odrzucając do tyłu głowę – To nie tak, że coś, ale możesz upuścić kubek jak wcześniej piłkę.
- Tamto było chwilowe. - bąknąłem niewyraźnie, odwracając wzrok z grymasem na twarzy.
- A ja jestem łysy. - prychnął rudzielec, chuchając na ciepłą herbatę, po czym przyłożył mi kubek po ust. Spojrzałem na niego niepewnie i spróbowałem pociągnąć łyk cieczy. Gdy tylko poczułem niesamowite gorąco na języku, szybko odsunąłem głowę i dramatycznie starałem się schłodzić jakoś wnętrze ust, nabierając szybko powietrze i wachlując poparzone miejsce rękoma.
- Kfetynie! - wysepleniłem z językiem na zewnątrz – Ne syjes! - ten idiota się śmiał! Ja tu cierpiałem, a on miał z tego frajdę!
- Że t-też nie widzisz swojej mi-miny, nie mogę! - wydukał między kolejnymi salwami śmiechu. Zmarszczyłem brwi i zbierając wszysykie siły, palnąłem go w łeb. Hinata z całą pewnością przymierzał się do oddania mi, ale na moje nieszczęście przechylił rękę, w której trzymał kubek, a większość jego zawartości wylała się na mój brzuch i jak to ciecz, popłynęła niżej. Wydałem z siebie głośny jęk osoby płonącej żywcem, jak najszybciej zrzucając z siebie pomoczoną koszulkę. Dramatycznie próbowałem otrzeć wilgotną jeszcze skórę kołdrą, z całej siły starając się nie zemrzeć z tego okropnego bólu, niczym nieprzypominającego lekkiego poparzenia przez świeczkę jeszcze w dziecięcych latach. Agh, już czuję te seksowne bąble! Będę wyglądał jak jakaś biedronka, z tylko jedną, ogromną plamą! Gdybym wrzucał do skarbonki 1¥ za każdym razem, gdy mam ochotę zamordować tego rudego kretyna, mógłbym już dawno opłacić wylanie Oikawy z Seijou... Albo lepiej! Ushijima pożegnałby się ze swoją Shiratorizawą! Chyba naprawdę jestem geniuszem zła... Sądząc po obecnej minie Hinaty, musiałem znowu przez przypadek się uśmiechnąć. Co on ma do mojej twarzy?! Chyba muszę popracować nad ciut przyjaźniejszym uśmiechem, w końcu to podobno podstawa dobrego wizerunku. Nie to, żeby zależało mi na opini innych... A co ja się będę okłamywał, obchodzi mnie zdanie szczególnie jednej osoby. Niskiej, potrafiącej mnie wkurzyć jak nikt inny, osoby.
***
Z bluzą niezgrabnie zarzuconą na plecy, otwarłem drzwi wyjściowe i wypuściłem rudzielca na dwór. Chyba siedział u mnie trochę za długo, latarnie zaczęły się już dawno świecić. Chłopak popatrzył na mnie, przekrzywiając lekko głowę, po czym głośno kichnął. Szybko podałem mu chusteczkę, z niesmakiem ocierając przód jeszcze chwilę temu czystej bluzki, rękawem.
- Wygląda jak motylek! - Hinata ze swoją zwyczajową radością próbował pokazać mi osmarkany kawałek materiału, jednak szybko zaniechał tej czynności, widząc żądżę mordu w moich oczach, wymieszaną dodatkowo z dużą dawką obrzydzenia. Jeszcze tego brakowało, żeby ten dureń się ode mnie zaraził... Prychnąłem pod nosem na samą myśl o tym i szczelniej zawinąłem się bluzą, czując na ciele chłodny podmuch wieczornego wiatru. Po zapewnieniu rudzielca, że wpadnie do mnie jeszcze jutro, wróciłem do cieplutkiego domu. O tak, tu jest o wiele przyjemniej... Kichnąłem i przeklinając w myślach swoje zdrowie, po wypiciu ostatniej tego dnia herbaty, poszedłem do swojego pokoju. I tak nie mam nic do roboty, więc sen wydawał mi się najciekawszą z możliwych opcji. Nakryłem mocno głowę poduszką, słysząc syrenę policyjną kilka domów dalej. To będzie długa noc...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz