czwartek, 8 września 2016

W zdrowiu i w chorobie - rozdział 2

Wybaczcie >-< Ten blog umarł na kilka miesięcy, ale postaram się go jakoś trochę ożywić ^^" Działam głównie na wattpadzie, mój nick to Ryosun, jakby ktoś chciał mnie znaleźć ^^
Ryo~

Jak długo może trwać wyjście do sklepu?! Przez tego debila zaraz tu z głodu zemrę, a gorączka mi się chyba nasila... Roztrzepany bęcwał leków mi nie podał. Brzuchu, nie wkurzaj mnie już burczeniem, łeb mi rozsadza... Odrzuciłem kołdrę na bok. Uh... Jak cholernie gorąco... Przetarłem czoło nadgarstkiem. Nie może się on pospieszyć? Zerknąłem na zegarek. Nie było go już... 8 minut i 36, nie, teraz 38 sekund. Zacząłem masować skronie, jednak ból nie ustawał. Ciepło, ciepło, dalej za ciepło... Mozolnie, jakby z trudem ściągnąłem koszulkę i rzuciłem ją gdzieś w kąt pokoju, kto by ją teraz potrzebował? Westchnąłem głęboko i zwiesiłem głowę. Bolą mnie skóra i mięśnie... Minęło 11 minut... 13... 18... Czas płynął, a ja ciągle siedziałem w jednej pozycji, oparty o rozgrzaną już przez moje ciało ścianę. Mój umysł zdawał się być przyćmiony, nie potrafiłem myśleć o niczym sensownym czy logicznym. Po czole spływały kolejne kropelki potu, oddech stał się ciężki. Pokój niebezpiecznie kręcił się a to w prawo, a to w lewo. Stwierdziłem, że spodnie też są zbędną częścią garderoby. Po chwili znalazły się chyba na biurku, nie mogłem dokładnie określić ich położenia. W głowie coraz głośniej szumi, obraz powoli się zamazuje. Czemu te ciężarki kulają się po suficie? E tam, sam biały to nudny kolor, tak też ładnie. He he, to krzesło chyba tańczy... Tak seksownie wywija oparciem... Co ta pyszna bułeczka robi przed moim nosem? Ładnie pachnie, smaczna...
- Kageyama... Kageyama... - coraz wyraźniej słyszałem znajomy głos. Walcie się, idę spać. - Tobio, do cholery jasnej!
- Czego chcesz? - burknąłem z wyrzutem, kulając się po łóżku, po czym cisnąłem poduszką w nieprzyjaciela. A przynajmniej taki miałem zamiar, bo ledwo udało mi się ją podnieść, po czym moja ręka bezwładnie opadła na łóżko. Ciągle jeszcze niewyraźnym wzrokiem spojrzałem na osobę siedzącą przy mnie na krześle.
- Leki mam dla ciebie. Słyszysz mnie? Musisz szybko wyzdrowieć, żebyśmy mogli zagrać w siatkówkę! - usłyszałem wypowiedziane radosnym głosem, jednak dopiero ostatnie zdanie zmotywowało mnie domozolnego podniesienia się na łokciach, stęknięcia z bólu i odebrania od Hinaty szklanki wody oraz kilku tabletek. Oby pomogło jak najszybciej... - pomyślałem i połknąłem wszystko za jednym razem.
Plusem jest to, że czuję się już lepiej. Minus to około dwudziestominutowa luka w pamięci, kiedy gorączka była chyba najsilniejsza. Za nic nie mogę sobie przypomnieć, co wtedy robiłem, a coś musiałem, skoro ściągnąłem koszulkę i spodnie! W dodatku ten idiota patrzy teraz na mnie jak na kosmitę.
- Mam coś na twarzy? - mruknąłem nieprzyjaźnie i spiorunowałem Hinatę wzrokiem.
- N-nie, nic! - odpowiedział szybko i błyskawicznie wyprostował się na krześle - Zastanawiam się tylko, jak to się stało... - ściszył głos - Wiesz... - Wiem co?! Nie mówcie, że palnąłem coś głupiego, a on to źle odebrał i teraz ma mnie za dziwaka! Chociaż pewnie miał mnie za niego już wcześniej, skoro uznał za prawdopodobne, że trzymam w kuchni suszone jaszczurki... - Jak wróciłem ze sklepu... - oho, zaczyna się... - To siedziałeś pod ścianą w samych bokserkach, mamrotałeś coś dziwnego pod nosem i żułeś kołdrę. Na pewno już wszystko ok? - spojrzał na mnie niepewnie. Kurwa. Kurwa. ŻE CO?!
- Powiedz to komuś, a nie żyjesz. - warknąłem, a mój wzrok zdradzał mordercze intencje.
- Oczywiście! - pisnął. Aż można było zobaczyć dreszcze przebiegające po jego plecach. Gdyby ktoś się o tym dowiedział, wszyscy mieliby ze mnie polewkę do końca życia! Mój brzuch niebezpiecznie zaburczał, w końcu przez tego idiotę praktycznie nic nie zjadłem.
- Ah, zrobiłem kanapki! - momentalnie zmienił nastrój, energicznie wstając i szybko idąc do kuchni. Po chwili wrócił już zjedzeniem, którym nie omieszkałem się poczęstować. Co ja gadam? Pożerałem wszystko w błyskawicznym tempie! Rudzielec tylko na mnie patrzył. Gdy byłem w połowie talerza, wciągnął głośno powietrze marszcząc brwi i odezwał się.
- Znasz tę dziewczynę ze sklepu niedaleko twojego domu? - zapytał trochę niepewnie.
- No, córka przyjaciół rodziców, Misaki, czasem tu przychodzi wodwiedziny. Podobno jest daleko spokrewniona z Oikawą. - zacząłem zwyczajnym głosem - Znamy się praktycznie od dziecka, jest ze cztery lata od nas starsza. O co chodzi? Spodobała ci się, czy co?- starałem się zachować normalny ton. Nerwowo zerknąłem na twarz Hinaty. Jak zareaguje?
- Co ty? Za nic w świecie! - jego nagłe ożywienie mnie zdziwiło - ONA JEST ODE MNIE WYŻSZA! - zakrztusiłem się kawałkiem jedzenia, ale chłopak nie przestawał mówić - Poza tym, zaczęła gadać jakieś dziwne rzeczy. - w tym momencie prawie się oplułem. Czy naprawdę, jak już dziewczyna siłą wydusi z ciebie siłą jakieś informacje, to muszą one zostać upublicznione?! W dodatku ostatniej osobie, która chciałbym, żeby o tym wiedziała?! Zatłukę ją! Idę wykopać ładną dziurę w ogródku... Ukatrupię! Sprawię, żeby poczuła- - Mówiła o jakiejś wolnej miłości, a przedtem jeszcze wypytywała mnie, co cię ze mną łączy. No to powiedziałem, że jesteś moim kolegą z drużyny. - Hinata wzruszył ramionami i ułożył usta w ciup - Ona wtedy zaczęła się śmiać jak jakiś zboczeniec i dorzuciła mi do reklamówki oliwkę, mówiąc, że to dobre na twoją przypadłość. Skąd niby mogła wiedzieć, co ci jest? - chłopak podrapał się po brodzie, a ja przeżywałem wewnętrzny zawał. Jak można być tak niedyskretnym?! A no tak, trzeba być Misaki... Przejechałem otwartą dłonią po twarzy i spomiędzy palców spojrzałem na rudzielca, który na szczęście z niczego nie zdawał sobie sprawy. Zawsze można czytać z niego jak z otwartej księgi, bo w przeciwieństwie do mnie, nie potrafi kompletnie ukrywać żadnych uczuć. W dodatku jest cholernie niedomyślny, co w tym przypadku okazało się istnym błogosławieństwem. Na wszelki wypadek muszę szybko przekierować temat.
- Misaki jest chwilami strasznie wkurzająca, ale da się ją znieść. -westchnąłem, marszcząc brwi - W przeciwieństwie do kogoś innego. - posłałem mu gniewne spojrzenie - Nie miałeś nigdy dziewczyny, że nie wiesz, jak się potrafią zachowywać? -mruknąłem. Też sobie wymyśliłem przekierowanie tematu...
- No niby miałem. - w tym momencie moja szczęka zaliczyła spotkanie pierwszego stopnia z podłogą, a powieka zadrgała - Ale to była bardziej taka zabawa w dom, byliśmy w przedszkolu. Teraz Natsu ciągle mówi, że jak dorośnie, to będzie moją żoną. - Hinata zaśmiał się radośnie - Ty nikogo nie masz, prawda? Każdą wolną chwilę poświęcasz na grę w siatkówkę, więc to niemożliwe! - powiedział melodyjnie. Oj, wkurzyłem się.
- A co, jeśli mam dziewczynę? - syknąłem bez zastanowienia. To był odruch!
- Niemożliwe!- zaśmiał się rudzielec - W takim wypadku to ona w tym momencie byłaby na moim miejscu. - wzruszył ramionami. Trochę mnie zatkało, wolałem się już nie odzywać i bardziej nie pogrążać - A tak, ja teraz mogę opiekować się naszym Królem. - powiedział z wyczuwalną wyższością.
- Giń! - warknąłem, wymierzając temu idiocie nieudany cios w brzuch.
- N-nie złość się tak, Kageyama. - próbował mnie uspokoić - Nie znasz się na żartach? - drapał się po karku, ale ja wiem, że obliczał wtedy siłę obrażeń po ucieczce przez okno.
- Co mówisz? Że niby nie znam się na żartach? - aura wokół mnie była iście mordercza. Lubię ją. - Wiesz, co jest małe, biedne i bez nóżek?
- N-n-nie?- pisnął Hinata, wyraźnie szczękając zębami.
- Ty, jeśli dalej będziesz mnie nazywać Królem! - wrzasnąłem, zmuszając obolałą rękę do chwycenia chłopaka za koszulkę.
- Przepraszam! Przepraszam! Przepra- KTO TU NIBY JEST MAŁY?! - napuszył się, patrząc na mnie wzrokiem, jakbym mu conajmniej matkę zabił.Teraz to ja się lekko wzdrygnąłem. Czemu nasza każda rozmowa musi kończyć się w ten sposób? Kłótnia albo bójka, nigdy nic innego. Ah, zapomniałbym, jest jeszcze opcja z morderczym spojrzeniem. Syknąłem, popatrzyłem w bok i padłem z powrotem na łóżko z rozłożonymi rękoma oraz przymkniętymi oczyma. Hinata skierował na mnie wzrok, zdziwiony. Potarł zgiętymi palcami brodę.
- Pograłbym w siatkówkę... - mruknąłem niewyraźnie i westchnąłem. I mógłbym teraz spokojnie odbijać piłkę razem zresztą drużyny, gdyby ten jełop nie wepchnął mnie do rzeki! Uf... Spokojnie... Tobio, nie wybuchaj znowu, Hinata ma cię lubić, a nie nienawidzić czy bać się ciebie. Pokręciłem głową i wypuściłem z sykiem powietrze.
- Na dwór cię nie wypuszczę. - powiedział i podparł podbródek na ręce rudzielec - Uwierz, sam wolałbym teraz grać... - dodał smętnym głosem - A gdybyśmy spróbowali poodbijać lekko piłkę w tym pokoju? Nic nie może się stać, jeśli nie będziemy robili tego na serio. Nie przemęczysz się, a wiem, że strasznie nudno jest tylko leżeć albo siedzieć w łóżku.
- Można spróbować. - wzruszyłem ramionami. Cóż, muszę się zadowolić przynajmniej tym - Jeżeli coś mi zniszczysz, zapłacisz podwójnie. - zmrużyłem oczy.
- Ty na serio jesteś jak jakiś kr- - zatrzymał się wpół słowa. Dokończy, a wie co się sta- - Kruk! - skończył szybko. Co? - Właśnie tak! Idealnie pasujesz do naszej drużyny. - powiedział z udawaną pewnością siebie, a teraz wyczekiwał mojej reakcji. Prychnąłem jedynie na takie wytłumaczenie i pacnąłem tego idiotę w czoło, na co on zmarszczył brwi. Po chwili wstał z krzesła, zdjął piłkę z półki i odszedł na drugi koniec pokoju, nucąc coś pod nosem. Usiadł na podłodze i zaczął odbijać piłkę nad sobą.
- Ja też tu jestem. - mruknąłem.
- Wiem przecież, muszę się trochę... no nie wiem... przyzwyczaić? Nie chcę źle odbić i pozrzucać rzeczy z półek. Dobra, przygotuj się! - powiedział, wypuścił głośno powietrze z płuc,podrzucił piłkę i sprawnym ruchem rąk pokierował ją do mnie. Leci. Jest coraz bliżej. Wyciągam ręce do przyjęcia odbicia i-
- AUĆ! - krzyknąłem, gdy piłka przeleciała przez moje palce i uderzyła mnie w twarz.
- Teraz, to masz siłę martwego kruka.
- HINATAAA!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz