Kuroo x Bokuto z anime Haikyuu!! to moje najukochańsze OTP, a opowiadań i w ogóle czegokolwiek z nimi po polsku, jest o wiele za mało >-< Mam nadzieję, że zarażę Was swoją miłością do nich ^^ Więc ten tego, przed Wami pierwszy oneshot :3
Czyli co może wyniknąć z tej dwójki razem w kuchni~
Bokuto i Kuroo z torbami na ramieniu właśnie powolnym krokiem zmierzali do domu po męczącym popołudniowym treningu uniwersyteckiej drużyny siatkówki. Szli brukową alejką, po bokach której rosły niewielkie, ledwie wyższe od człowieka ozdobne drzewa. Mijali studentów spieszących się na kolejne zajęcia z teczkami pod pachą oraz innych, kierujących się już do domów czy na spotkania ze znajomymi. Uczniowie uniwersytetu byli jeszcze bardziej różnorodni niż licealiści. Tutaj już nie zabraniano farbowania włosów, noszenia wielu kolczyków i przede wszystkim - nie obowiązywały mundurki. Codziennością było tu widzieć diametralnie różniące się od siebie grupki, skupiające studentów o podobnych poglądach czy zainteresowaniach - poważnych ścisłowców, nieco odmiennie wyglądających artystów, dla których nieodłącznym elementem wyposażenia był ich cenny szkicownik, do członków drużyn dochodząc. Uniwersytet, a w szczególności z taką ilością wydziałów jak ten, z całą pewnością był skupiskiem wszystkich typów ludzi. Bokuto ziewnął i podrapał się po karku.
- Brooo, głodny jestem. - jęknął pełnym bólu głosem.
- Wiem, ja też... - mruknął Kuroo, gdy jego brzuch zawtórował temunależącemu do Koutarou - Mieliśmy dzisiaj iść do tej nowej restauracji z ramenem po drodze do domu, co nie?
- Nie chcę ramenu, mam ochotę na coś z grilla. - mruknął Bokuto, kopiąc po drodze mały kamyk. Przyjaciele przeszli przez bramę i skierowali się chodnikiem w prawą stronę.
- Znowu yakiniku? Byliśmy wczoraj. Nie wolisz czegoś smażonego? - zapytał Tetsurou rozglądając się uważnie, gdy przechodzili na drugąstronę ulicy. Do domu musieli pokonać około dwudziestominutową drogę na nogach.
- O tak! Najlepiej mięsko! - drugiemu chłopakowi pociekła ślinka na samą myśl o soczystej wołowinie - Ah... - stracił zapał - Wokolicy nie ma żadnej knajpki z dobrym smażonym. - westchnął.
- Tsk, co racja to racja... - mruknął z niezadowoleniem Kuroo, lekko krzywiąc się na twarzy.
- A nie możemy sami zrobić? - Bokuto spojrzał błagalnie na drugiego chłopaka.
- To jaką tę pizzę zamawiamy? - Tetsurou uśmiechnął się miło.Przypomniał sobie, jak skończyło się wcześniejsze wspólne gotowanie. Kouratou chciał popisać się umiejętnościami szefa kuchni i naleśnik zamiast z powrotem na patelnię, trafił na sufit, zostawiając na nim wielką tłustą plamę. Już przy samym wyrabianiu ciasta, połowa wylądowała na przyjaciołach, gdy przez przypadek ustawili obroty miksera na największe. Do twarożku,zamiast cukru waniliowego - dodali proszek do pieczenia, całe naleśniki wzięło w łeb i skończyli, atakując się wzajemnie bitą śmietaną.
- Bardzo śmieszne. - fuknął Bokuto, układając usta w ciup - Serio mam ochotę na smażone mięso.
- Znasz przecież nasze umiejętności kulinarne! Nawet naleśników dobrze nie zrobimy, nie mówiąc już o czymś takim! My jajka w mikrofali wysadziliśmy! - zaśmiał się brunet.
- No weeeź... - jęknął Koutarou, wieszając się na ramieniu Kuroo - Kurczaka się łatwo przygotowuje, dodamy makaron, jakieś przyprawyi tyle! Mięsa nie podrzuca się jak naleśników!
- Jak wyjdzie z tego węgiel, to ty płacisz za pizzę. - spojrzał kpiąco na drugiego chłopaka czarnowłosy.
- Tak, tak, a teraz do sklepu! - nakazał Bokuto i wyprostował się, wskazując przed siebie. - Kto ostatni, zmywa gary! - wykrzyknął i śmiejąc się zwycięsko, popędził przed siebie.
- Zaczekaj, cholero! - wrzasnął Kuroo i puścił się w pogoń za drugim chłopakiem.
- Mamusiu... A co ci panowie robią? - zapytało jakieś małe dziecko, ciągnąc rodzicielkę za rękę.
- Nie zwracaj na nich uwagi kochanie, a w przyszłości znajdź sobie ładną dziewczynę. - kobieta uśmiechnęła się łagodnie i pogłaskała małego chłopca po głowie.
- Hey hey hey! Pierwszy! - krzyknął triumfująco Koutarou, gdy znalazł się przed wejściem.
- To nie ty miałeś w torbie kilka butelek wody. - prychnął Kuroo i trzepnął Bokuto w tył głowy.
- Tym, co ty masz w tej torbie, to mógłbyś całą Afrykę nakarmić, napoić i jeszcze ubrać przy okazji. - zachichotał chłopak i czmychnął do sklepu.
- A ciekawe, kto nosi moje bluzy z tej torby, jak mu zimno... - mruknął Tetsurou pod nosem i również przeszedł przez drzwi prowadzące do niewielkiego spożywczego naprzeciwko ich mieszkania. Przy samym wejściu znajdowała się kasa, a za nią nieprzerwanie od wieków siedziała pomarszczona kobieta o wzroku, którego przestraszyłbysię sam Ushijima. Jakby jej ktoś w umieraniu przeszkodził. Za każdym razem, gdy Kuroo na nią spoglądał, po plecach przechodziły mu zimne dreszcze. Szybkim krokiem poszedł wgłąb, kierując się na dział mięsny. Jak spod ziemi za jego plecami wyrósł Koutarou i gdy chuchnął chłopakowi na kark, ten aż się wzdrygnął.
- Bokuto, głupku! Mam zejść na zawał jeszcze przez obiadem?! - krzyknął cicho, nie chcąc zwrócić za bardzo na siebie uwagi smoczycy. - Sam się w tej kuchni zabijesz!
- Kuroo... Przecież byłbyś moim bro nawet w zaświatach, więc co za różnica? -spokojnie odparł drugi chłopak, klepiąc czarnowłosego po ramieniu.
- A co, gdybyśmy trafili do innych miast duchów? Albo nawet różnych krajów? Nie wspominając już o-
- To duchy mają miasta?! - przerwał mu Koutarou, szeroko otwartymi oczyma patrząc na przyjaciela.
- A co ty myślałeś? Że się je do jakiegoś worka wrzuca i w magazynach składuje? No jasne, że mają miasta! - obruszył się Tetsurou, patrząc na towarzysza, jakby to co wcześniej powiedział, było oczywiste.
- Nieźle... Ciekawe czy grają tam w siatkówkę... - zamyślił się Bokuto i oparł na ramieniu Kuroo, pocierając brodę.
- Na pewno. - spokojnie kiwnął głową drugi chłopak, przymykając oczy i delikatnie się uśmiechając. Obaj przyjaciele w tej samejchwili westchnęli, po czym zaczęli wkładać do koszyka potrzebne według nich rzeczy do gotowania. Truskawek i bitej śmietany na deser też oczywiście nie mogło zabraknąć. Gdy podeszli do kasy, kobieta zmierzyła ich wzrokiem rasowego gangstera i zabrała się za kasowanie przedmiotów.
- A truskawki nie łaska było na warzywnym zważyć? - zaskrzeczała.
- Ale to tu przy kasie ma pani-
- NIE ŁASKA BYŁO ZWAŻYĆ?! - podniosła głos, otwierając szeroko oczy. Obaj przyjaciele jak strzały polecieli sprawdzić wagę truskawek na stanowisku przy innych owocach tylko po to, by następnie podać wynik seniorce. Nikt nie chciał choćby na chwilę zostać z nią sam na sam. Kobieta podejrzliwie na nich popatrzyła, mruknęła coś pod nosem, a gdy już Bokuto i Kuroo wyszli ze sklepu, cicho odetchnęli.
- Czemu to zawsze wygląda tak samo? - zaśmiał się drugi z nich.
- Ona między tymi zmarszczkami mogłaby cały arsenał pocky schować. -zawtórował mu Koutarou.
- Jak to jest, że dwóch facetów prawie 1.90 m wzrostu boi się jednej wrednej, zgarbionej staruszki? - prychnął Kuroo.
- Przestań, ona ma wzrok jak morderca. - wzdrygnął się Bokuto. Obu przyjaciołom zrzedły miny, gdy dostrzegli obiekt ich koszmarów sennych w drzwiach sklepu, dzierżący miotłę w ręce.
- Nigdy jeszcze nikogo nie zamordowałam. - powiedziała grobowym głosem - A pocky to wy sobie możecie w dupę wsadzić! - zaskrzeczała i zabrała się do zamiatania przed wejściem. Obaj oddalili się do domu w trybie natychmiastowym.
Kiedy przekroczyli próg mieszkania, od razu uderzyła w nich fala gorącego powietrza. Najwidoczniej znowu zapomnieli otworzyć okna, gdy wychodzili. Ściągnęli buty, minęli przedpokój i korytarzem przeszli do salonu, a z niego do aneksu kuchennego. Bokuto położył reklamówkę z zakupami na blacie, a Kuroo padł z głośnym jękiem na kanapę, nawet nie zwracając uwagi, że wyłożył się na twarz. Odetchnął głęboko i jakby z trudem przewrócił się na plecy, a następnie odgarnął włosy z twarzy. Koutarou w międzyczasie pootwierał wszystkie okna i wpuścił do środka świeże powietrze, które naparło również na jego twarz. Chłopak mimowolnie się uśmiechnął i zaśmiał na widok rozpływającego się przyjaciela na kanapie. Do głowy wpadł mu diabelski pomysł, na który zmarszczył brwi i złowieszczo ułożył usta.
- Lecę! - krzyknął przeciągle, przeskakując przez oparcie kanapy i padając prosto na zaskoczonego przyjaciela, który nie zdążył na czas się podnieść.
- Bro, co ty odpieprzasz? - zapytał Kuroo marszcząc brwi i z powrotem układając się na plecach, gdy Bokuto usiadł na jego brzuchu i spojrzał na niego z góry.
- Wiesz, na co teraz mam ochotę? - uśmiechnął się złowróżbnie i poruszył zabawnie brwiami. Przez chwilę oboje trwali w milczeniu, po czym Tetsurou momentalnie ożywił się i otworzył szerzej oczy.
- Błagam. Nie. Bro. Nie znowu. - wiedząc co się święci, próbował odwieść Koutarou od jego pomysłu. Bokuto nabrał powietrze do płuc.
- Atak łaskotek! - krzyknął, atakując boki przyjaciela. Dobrze wiedział, w których miejscach ma go drapać. Najgorzej było nabrzuchu i bokach, nieco poniżej pach. Kuroo śmiał się głośno i wiercił się, próbując jakoś zrzucić z siebie drugiegochłopaka. W końcu udało mu się przewrócić Bokuto na plecy i teraz to on był poddawany torturom. Z Koutarou było o tyle gorzej, że chłopak miał łaskotki praktycznie wszędzie. Obaj przyjaciele zdrowo śmiali się wniebogłosy. W pewnym momencie nawet spadli z kanapy, a teraz leżeli obok siebie, dysząc i ocierając pot z czoła.
- Bro, robisz to za często. - powiedział brunet, próbując unormować dokońca oddech. Podniósł się na łokciach, wgramolił się na siedzenie i pomógł wstać również Bokuto.
- Dobrego śmiechu nigdy za wiele. - odparł Koutarou - To... Gotujemy? -spytał entuzjastycznie.
- Gotujemy...- westchnął Tetsurou - Boję się tego, co nam może wyjść.
Przyjaciele zaczęli rozpakowywać zakupy, a następnie wyciągnęli garnek, patelnię, noże i inne potrzebne im przedmioty. Kuroo rozpakował kurczaka i nakazał Bokuto przygotować wszystko do ugotowania makaronu. Wziął do ręki nóż i nieumiejętnie próbował porcjować mięso. W duchu dziękował sobie za to, że jednak wziął same piersi zamiast całego kurczaka. Oddzielił prawie cały tłuszcz i w miarę równo pokroił drób, przecinając przez przypadek skórę na palcu.
- Aaa, lekarza! - zawołał.
- Trzeba wyssać jad! - krzyknął Bokuto i nie dając Kuroo czas na reakcję, chwycił jego dłoń i począł ssać skaleczony palec.
- Jaki jad? Drobiowy? - zapytał lekko skołowany brunet i zaczął doprawiać mięso wolną ręką, nie zwracając nawet uwagi naKoutarou.
- Dodaj więcej pieprzu! - polecił Bokuto, gdy swoim zdaniem wyssał już wszystko.
- Kurde, przez ciebie mam teraz pomarszczony palec! - zawył Tetsurou, spoglądając na uwolnioną dłoń. Drugi chłopak wrzucił makaron do gotującej się wody i zmniejszył gaz, gdy ta zaczynała kipieć. Kuroo na drugim palniku postawił patelnię, po czym rozlał na niej trochę za dużo oleju i zaczął go podgrzewać. Umył po koleikawałki mięsa. Gdy patelnia była już wystarczająco gorąca, wrzucił je na nią i porozdzielał szpatułką. Słychać było miłe dla ucha skwierczenie. Obu przyjaciołom jak na zawołanie zaburczało w brzuchach. Co jakiś czas Kuroo przewracał mięso na inną stronę, by równomiernie się obsmażyło.
- Znowu kipi! - krzyknął Koutarou i tym razem przelał zawartość garnka przez sitko. Podczas, gdy makaron parował, Bokuto wsypał na patelnię jeszcze trochę pieprzu i zabrał się za krojenie marchewki, a następnie cebuli.
- Dlaczego nikt mnie nie kocha? Świat jest taki okrutny! - zaszlochał, a z oczu poleciały mu łzy.
- Ja cię zawsze będę kochał, bro! - zapewnił żarliwie Tetsurou.
- Bro! - Koutarou wpadł w objęcia czarnowłosego, po czym oboje zaczęli się śmiać i wrócili do wykonywanych wcześniej czynności. Brunet kilka razy potrząsnął sitkiem i przeniósł długienitki na patelnię, po czym wszystko zamieszał. Dodał warzywa, sossojowy, oregano i za namową drugiego chłopaka - sproszkowaną papryczkę chili.
- Tak właściwie, to co my do tego wrzucamy? - podrapał się po brodzie Bokuto i spojrzał pytająco na Kuroo.
- Niewiem, ale „oregano" czy „kurkuma" bardzo kucharsko brzmią.- przymknął powieki i pokiwał głową czarnowłosy.
- Co racja to racja. - przyznał Koutarou, gdy Tetsurou ponownie wszystko zamieszał. Chłopak skierował wzrok na obsmażony makaron i porwał jedną nitkę. - Popatrz, mam wąsy jak cesarz chiński! - zaśmiał się, przykładając ją do twarzy - AŁĆ, GORĄCE! - krzyknął i rzucił makaron przed siebie.
- Głupia sowo! Parzy! - zawył Kuroo, zdejmując szybko nitkę z czoła - Będę miał czerwony ślad przez ciebie! He he, chociaż z dwojga złego lepiej na czole niż w kształcie idiotycznych wąsów. - zachichotał złośliwie, mrużąc oczy - Idę do łazienki. Tobie też radzę, jak nie chcesz mieć tego śladu przez tydzień. - powiedział i skierował się w stronę toalety, uśmiechając się pod nosem. Bokuto uniósł jedną brew i niedługo później ruszył za brunetem. Gdy tylko otworzył drzwi, dostał w twarz strumieniem zimnej wody ze słuchawki prysznicowej, którą trzymał rechoczący Tetsurou. Koutarou podskoczył pod wpływem nagłej zmiany temperatury, zacisnął powieki i na oślep próbował powstrzymać bruneta.
- Jeśli nie schłodzisz poparzonego miejsca, to zrobi ci się blizna, ja tylko dbam o ciebie. - wzruszył ramionami Kuroo, nadal się śmiejąc. Nagle drugiemu chłopakowi udało się wyrwać narzędzie tortur z ręki bruneta i to on teraz był polewany lodowatą wodą.
- I wzajemnie! - krzyknął Bokuto, mrużąc oczy przed odbijającymi się kroplami wody. Gdy Tetsurou próbował się cofnąć, stracił równowagę i zaskoczony pociągnął za sobą drugiego chłopaka, upadając na podłogę. Chwilę później obaj rozmasowywali obolałe miejsca ze skrzywionymi minami.
- Ale teraz głupio wyglądasz! - zaśmiał się kpiąco brunet, gdy Koutarou wytrzepał włosy z wody jak pies, jednak on po chwili zrobił to samo.
- Ty nie lepiej. - uśmiechnął się Bokuto, unosząc jedną brew.Przyjaciele wstali, zakręcili wciąż lecącą wodę i spojrzeli na zachlapane lustro nad umywalką. Kuroo przetarł je dłonią. - Jak jakieś dzieci wojny. - Koutarou zrobił głupią minę do zwierciadła. Wcześniej ich fryzury można było określić jako artystyczny nieład. Teraz włosy sterczały dosłownie na wszystkie strony.
- Cicho siedź, misterze mokrego podkoszulka. - brunet szturchnął chłopaka obok - Trzeba to wszystko będzie powycierać. - westchnął głęboko.
- Przestań, psujesz zabawę. Nie masz wrażenia, że o czymś za-
- JEDZENIE!- krzyknęli obaj jednocześnie i szalonym pędem puścili się z powrotem do kuchni. Sam spód okazał się być cały spalony, na co zareagowali żałosnym jękiem. To, co dało się jeszcze odratować,przełożyli na dwa talerze, postawili na stole w niewielkiej jadalni przy salonie i niepewnie zabrali się do jedzenia poprzestygnięciu posiłku.
- Gdyby coś mi się stało, możesz wziąć wszystkie moje mangi i ubrania. - Kuroo ułożył usta w podkówkę, nabierając makaron pałeczkami.
- A ty moje nakolanniki i magazyny siatkarskie. - pełen przejęcia Bokuto skinął głową i w tym samym momencie co brunet, wpakował jedzenie do buzi. Na samym początku wszystko wydawało się być dobrze. Po kilku gryzach Tetsurou miał wrażenie, że jego przełyk płonie.
- Wody... - wychrypiał i za jednym razem wypił całą szklankę, następnie odstawiając ją z hukiem na stół. - Bro, czemu z tobą wszystko jest dobrze? - spojrzał z wyrzutem na przyjaciela.
- Lubię na ostro, przyzwyczaiłem się już. - Bokuto wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic. - Nie zauważyłeś, że zawsze zamawiam pikantne rzeczy? - zapytał, patrząc z rozbawieniem na bruneta.
- Lubisz na ostro? - Kuroo zabawnie poruszył brwiami, a Koutarou zaraz za nim - My chyba mieliśmy dodać szczyptę chili zamiast całą saszetkę... -westchnął, pokładając się na stole - Ile ty w ogóle gotowałeś ten makaron? Dziwnie smakuje. - mruknął.
- Aaa... z 15 minut? - zastanowił się Koutarou, spoglądając do góry.
- Debilu... To jest makaron soba, a nie taki normalny. Miał być w garnku maksymalnie 5 minut. Weź czasami przeczytaj instrukcję. - Kuroo wstał od stołu, trzepnął Bokuto w tył głowy i poszedł z powrotem do kuchni. Wrócił z niej z umytymi truskawkami na talerzu i bitą śmietaną.
- Co ty się od razu do deseru zabierasz? Zaczekaj na mnie! - jęknął zwyrzutem drugi chłopak.
- Nie jedz tego, jeszcze się potrujesz. - wystawił język Tetsurou. Koutarou spojrzał najpierw na niego, potem na talerz i raz jeszcze na bruneta, po czym odstawił makaron i od razu wpakował kilka truskawek do ust.
- Tophe... - mruknął rozmarzonym głosem, przymykając powieki.
- Yghy- zawtórował mu Kuroo, prawie dławiąc się bitą śmietaną.
- Daj mi to! - powiedział z przejęciem Bokuto, gdy pogryzł i połknął już wszystko. Widać było, że ma jakiś pomysł. Wziął opakowanie z bitą śmietaną i domalował sobie nią wąsy oraz brodę.
- Brwi dorabiać nie potrzebujesz. - zaśmiał się lekko Tetsurou, odbierając od niego przedmiot - Wyglądasz teraz jak dziwny sowi Mikołaj. - to powiedziawszy, wpakował do ust dużą truskawkę - Słodziutka. - uśmiechnął się po jej zjedzeniu, po czym sięgnął po następną. Nie minęło dużo czasu, a talerz na owoce stał przed nimi pusty, za to opakowanie ze śmietaną opróżnione.
- Jestem pełen... - westchnął Bokuto, wyciągając się na kanapie.
- Dość truskawek i śmietany na ten tydzień. - mruknął Kuroo, siadając obok niego.
Już wieczorem oboje skończyli z bolącymi brzuchami i jeszcze bardziej skrzywioną psychiką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz